Warszawa, 11.09.2019 (ISBnews) - Wprowadzenie programu pracowniczych planów kapitałowych (PPK) wiąże się z dodatkowymi obciążeniami dla pracodawców, dlatego warto rozważyć wprowadzenie dla nich ulg, np. podatkowych, oceniła w rozmowie z ISBnews prezes Skarbiec TFI Anna Milewska. Zwróciła też uwagę, że wprowadzenie PPK wymaga bardzo dużej i intensywnej akcji edukacyjnej skierowanej do objętych nimi pracowników.
"PPK jest bardzo istotnym programem z punktu widzenia poziomu życia obecnych 20-,30- i 40-latków po zakończeniu ich działalności zawodowej. Jednak, aby on spełnił swoje zadanie w 100-proc. brakuje silnej edukacji skierowanej do jego uczestników" - powiedziała Milewska w rozmowie z ISBnews w kuluarach XXIX Forum Ekonomicznego.
Jej zdaniem, poziom życia na emeryturze, bez oszczędności własnych, ulegnie drastycznemu obniżeniu. Dzisiaj bowiem młodzi ludzie żyją w otwartym świecie i chętnie korzystają z możliwości, na które wraz z przejściem na emeryturę nie będzie już ich stać. Konieczną, w tej sytuacji, akcję edukacyjną powinien przeprowadzić zarówno organizator PPK, a więc rząd, jak i towarzystwa zarządzające oszczędnościami oraz pracodawcy.
"Niezbędne jest uświadomienie młodych ludzi, że składki odkładane w ZUS nie zapewnią poziomu życia, do którego przyzwyczaili się podczas pracy zawodowej. Szczególnie, gdyby zrealizowały się coraz częściej postulowane propozycje emerytury obywatelskiej" - wyjaśniła prezes Skarbiec TFI.
Według niej, PPK odsłoniło również coś, o czym mówi się od dawna, a więc słabość instytucjonalną ZUS. W konsekwencji może to dodatkowo prowadzić do negatywnego odbioru nowego programu.
"Konieczne jest więc uświadamianie, że nasze środki są przekazywane do instytucji, które będą profesjonalnie nimi zarządzać. Że są bezpieczne" - wskazała Milewska.
Według prezes Skarbiec TFI, najważniejszą rolę w edukacji odgrywać powinni pracodawcy, choć w ich przypadku jest to najtrudniejsze do wykonania, ponieważ sami muszą ponieść pewne koszty.
"Dodatkowa składka w wysokości 1,5% jest kosztem pracodawcy i może doprowadzić do cięcia kosztów w innej kategorii, a nie zawsze jest to łatwe, lub wręcz możliwe. Nie możemy też zapominać o cyklu koniunkturalnym i możliwym nadejściu spowolnienia gospodarczego" - zaznaczyła.
Milewska zastanawia się więc, czy nie warto zrekompensować pracodawcom poniesionych kosztów - wyższej składki, logistyki dla dużych firm czy zakupu nowego oprogramowania i zatrudnienia pracowników do obsługi PPK.
"Dlatego można się zastanowić, przynajmniej w pierwszym okresie, nad wprowadzeniem ulg dla przedsiębiorców. Na przykład ulg podatkowych" - wskazała prezes.
Według Milewskiej, Skarbiec TFI jest na dobrej pozycji w rywalizacji rynkowej o przyszłych emerytów. Wynika to głównie z faktu, że skupiając się na obsłudze małych i średnich firm spółka włączy się w system z całą mocą dopiero w drugiej fazie działalności PPK. Dziś może obserwować rynek, konkurentów i w spokoju wyciągać konstruktywne wnioski.
"Chcemy skupić się na przedsiębiorstwach mniejszych, ale dzięki temu możemy sprawniej monitorować i serwisować klientów. Konkurować musimy jednak przede wszystkim wynikami oraz jakością obsługi. W efekcie chcielibyśmy na koniec 2021 r. być wiodącym TFI wśród podmiotów niezależnych" - powiedziała Milewska.
Prezes zdaje sobie sprawę, że jest to cel bardzo ambitny, ale - według niej - taka jest konieczność, by pozostać na rynku. Po 2021 r. rozpocznie się bowiem migracja pracowników pomiędzy towarzystwami.
"To będzie szansa dla dobrze zarządzanych TFI, więc chcemy ją wykorzystać i pozyskać w tym okresie kilkadziesiąt tysięcy pracowników. Nie jest to bardzo dużo, ale nie zamierzamy naruszyć równowagi między liczbą klientów a możliwością ich profesjonalnej i kompetentnej obsługi" - wyjaśniła prezes.
Dodała, że najważniejsze na rynku jest zaufanie do osoby czy podmiotu zarządzającego oszczędnościami. Jej zdaniem, nawet najlepsze wyniki nie zastąpią komfortu związanego np. ze stałym i aktywnym kontaktem ze swoim towarzystwem.
"Najważniejsi dla nas są klienci, ponieważ to oni są ostatecznymi beneficjantami programu PPK. Muszą mieć zaufanie do firmy i pewność, że ich pieniądze są bezpieczne" - podsumowała Milewska.
Skarbiec Holding S.A. jest grupą, której przedmiotem działalności jest zarządzanie funduszami inwestycyjnymi (fundusze inwestycyjne otwarte, specjalistyczne fundusze inwestycyjne otwarte, fundusze inwestycyjne zamknięte) oraz usługi zarządzania portfelami instrumentów finansowych na zlecenie. Skarbiec Holding S.A. jest jedynym akcjonariuszem Skarbiec TFI S.A., które powstało w 1997 roku jako piąte towarzystwo funduszy inwestycyjnych w Polsce i jest jednym z największych towarzystw niezależnych od jakiejkolwiek grupy bankowo-finansowej w Polsce.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 03.09.2019 (ISBnews) - Blisko 2/3 bankowców (64%) ocenia, iż w ciągu najbliższych czterech lat średnioroczne tempo wzrostu Polski nie będzie przekraczało 3%, zaś co trzeci wskazuje, iż będzie to ponad 3%. Obawy bankowców dotyczące możliwości dalszego rozwoju gospodarki budzą głównie zbyt duże obciążenia i skomplikowany system podatkowy, a także brak wykwalifikowanej kadry, wynika z badania zrealizowanego na zlecenie Związku Banków Polskich (ZBP).
"Z analizy Związku Banków Polskich w oparciu o dane Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że można z optymizmem spoglądać na perspektywę kolejnych pięciu lat rozwoju gospodarczego w Europie i Polsce. Pomimo, że widoczne jest ochłodzenie nastrojów analityków, a średnia dla UE jest nieco niższa i wynosi 2,2%, to prognozy we wszystkich krajach wskazują na dalszy nieprzerwany wzrost PKB. Polska w dalszym ciągu znajdować się ma w czołówce krajów z najwyższym wzrostem PKB, chociaż sama prognoza obniżyła się o 0,1 pkt proc. w porównaniu do poprzedniego zestawienia" - czytamy w raporcie.
Wolniejszy wzrost (o ok. 0,5 pkt proc.) przewidywany jest także w Holandii, Rumunii, czy na Litwie. Wolno rosnąć będą również rozwinięte gospodarki krajów Europy Zachodniej, tj. Francji (1,5%), Belgii (1,4%), Wielkiej Brytanii (1,5%) czy Niemiec (1,3%). Wynik naszego zachodniego sąsiada to drugi najniższy poziom w całej UE, co niewątpliwie może być bardzo złym prognostykiem dla polskiej gospodarki - pierwszym tego sygnałem jest niski wskaźnik PMI, czyli wskaźnik aktywności finansowej przedsiębiorstw odzwierciedlający nastroje panujące na rynku. Najwolniejszy wzrost poziomu PKB odnotowany ma być we Włoszech i ma on wynieść zaledwie 0,6%, podano także.
Z raportu wynika, że aż 64% bankowców ocenia, iż w ciągu najbliższych 4 lat średnioroczne tempo wzrostu Polski nie będzie przekraczało 3%. Co trzeci pytany wyraża większy optymizm wskazując, iż będzie to ponad 3%, a 5% prognozuje nawet wzrost powyżej 4% rocznie. Jedynie 1% badanych szacuje wzrost polskiej gospodarki na poziomie niższym niż 1%.
"Na pewno powinien nas cieszyć poziom dotychczasowego tempa wzrostu PKB. Z badań jednak wynika, że Polacy są pełni obaw co do przyszłości m.in. z powodu napięć na rynkach międzynarodowych, destrukcyjnych sporów w kraju oraz spadku tempa wzrostu gospodarczego u naszych ważnych partnerów handlowych. Okres rysującego się spowolnienia postrzegam jednak jako okres zarówno wyzwań, ale i szans. Przed nami strategiczne programy rozwojowe, jak choćby program dekarbonizacji, rozwoju energetyki niskoemisyjnej, ochrona środowiska. Tu jest potrzebna współpraca nauki i firm. Dostrzegam także konieczność zwiększenia nakładów finansowych na takie dziedziny, jak mieszkalnictwo, edukację i służbę zdrowia" - skomentował prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz w rozmowie z ISBnews.
"Myślę też o potrzebie zmiany programów nauczania w systemie edukacji, bowiem postęp technologiczny rodzi potrzebę nowych kompetencji. To musi działać na styku praktyki i nauki, czyli potrzebny jest rozwój kształcenia dualnego. Szkoły zawodowe powinny zostać 'uszlachetnione' i muszą pokazać absolwentom, że wymagane będzie od nich posiadanie umiejętności posługiwania się maszynami z udziałem sztucznej inteligencji. To nie może być model kształcenia zawodowego sprzed 30 lat, bo on jest już w wielu sferach nieefektywny, biorąc pod uwagę obecne potrzeby pracodawców" - dodał prezes.
ZBP podkreśla, że pomimo bardzo dobrych wyników wzrostu gospodarczego w Polsce w ostatnich latach, co trzeci pytany wskazuje, iż sytuacja ekonomiczna Polski pogarsza się, a 8% podkreśla nawet, iż jest ona zła lub bardzo zła. Połowa pytanych ocenia sytuację gospodarczą Polski jako stabilną, choć zdecydowana większość (44%) podkreśla, iż dostrzega pewne zagrożenia dla jej zachwiania.
"Ponad 64% ankietowanych i 68% bankowców wskazuje, na zbyt duże obciążenia podatkowe, jako główny czynnik spowalniający rozwój. Równie istotnymi barierami są skomplikowany system podatkowy (wskazany przez 48% respondentów oraz 40% bankowców) oraz trudność w znalezieniu kompetentnych pracowników (wskazana przez 55% bankowców oraz 29% ankietowanych). Wśród innych ważnych barier wyróżnić można brak zachęt inwestycyjnych czy przeregulowanie rynku. Znacznie mniejsze znaczenie mają z kolei bariery sektora bankowego, czy marginalizująca się rola rynku rynku kapitałowego, na które w obu przypadkach wskazuje mniej niż co dziesiąty pytany" - czytamy także.
Prezes ZBP wskazał, że bankowcy szczególnie silnie odczuwają konieczność pojawienia się nowych, specjalistycznych kadr w systemie finansowym, ale - w jego ocenie - takie zmiany potrzebne są także w innych dziedzinach gospodarki, takich jak budownictwo, górnictwo, medycyna, czy rolnictwo.
Podkreślił, że dla dalszego finansowania gospodarki niezbędny jest silny system bankowy oraz prężny rynek kapitałowy.
"Rynek kapitałowy w wyniku wielu błędów, przeregulowania i zbyt radykalnych rozwiązań, choćby dotyczących OFE został dramatycznie osłabiony, brak na nim koniecznego zaufania i stabilności. Gospodarka zaś potrzebuje długoterminowych źródeł finansowania rozwoju. Tu dużą szansą jest ożywienie rynku listów zastawnych, a tymczasem mamy zamrożone środki, które mogłyby być zaoferowane właśnie zagranicznym i krajowym inwestorom na krajowym rynku kapitałowym" - ocenił Pietraszkiewicz w rozmowie z ISBnews.
Wskazał także, że trzeba koniecznie zmniejszyć ekonomiczne i biurokratyczne obciążenia polskiego systemu bankowego - głównego źródła finansowania polskiej gospodarki.
"Bez stabilnie rozwijającego się systemu bankowego i towarzyszących mu innych instytucji finansowych trudno nawet marzyć o zrealizowaniu ambitnych programów rozwojowych" - podkreślił prezes ZBP.
Oczekiwania ekonomistów w stosunku do poziomu bezrobocia w UE wskazują na dalszy jego spadek - w większości krajów Europy poziom ten ma się znacząco obniżyć. Niezwykle korzystnie dla Polski kształtują się także prognozy rynku pracy w perspektywie pięciu najbliższych lat. Zgodnie z oczekiwaniami analityków, w 2024 roku Polska dołączy do ścisłej czołówki krajów o najniższym poziomie bezrobocia, notując na przestrzeni następnych pięciu lat średni jego poziom ok. 3,5%. Jest to wynik jedynie o 0,2 pkt proc. wyższy niż w Niemczech i taki sam, jak w wysoce rozwiniętej gospodarce Holandii.
"Warto zauważyć jednakże, iż tak niski poziom bezrobocia może oznaczać rzeczywisty niedobór wykwalifikowanych pracowników, co w długim okresie może stanowić istotną barierę rozwoju polskiej gospodarki. Ta tendencja w dłuższej perspektywie może mieć jednak negatywne konsekwencje związane z brakiem rąk do pracy. Pod tym względem niepokojące są również dane dotyczące całkowitej liczby osób pracujących. W ostatnim kwartale 2018 roku według danych GUS w Polsce pracowało 16 mln 400 tys. osób. Wskazuje to na spadek rok do roku o 1,3 pkt proc., co może oznaczać, że Polacy rezygnują z pracy, a także, że zmienia się struktura wiekowa w Polsce w zakresie aktywności zawodowej" - czytamy w raporcie.
Jak podkreśla Pietraszkiewicz, spadające bezrobocie oznacza konieczność zadbania o szybszy wzrost zatrudnienia, szczególnie wśród kobiet i osób dotkniętych niepełnosprawnością oraz o lepszą wydajność i produktywność, które rosły w ostatnich latach.
"Potrzebna jest także intensywna ale dobrze organizowana elektronizacja i robotyzacja gospodarki tak, aby nie doszło do zmniejszenia, jak to się stało w wielu krajach, jej produktywności. Do tego potrzebny jest nam przyjazny ekosystem dla wzrostu inwestycji prywatnych" - uważa prezes.
Na drodze do oczekiwanego wzrostu gospodarczego może stanąć także inflacja, bowiem prognozy MFW wskazują jednoznacznie, że w ciągu najbliższych pięciu lat Polska z kraju o jednym z najniższych poziomów inflacji, stanie się krajem, gdzie ceny będą wzrastały szybciej niż w reszcie krajów UE (średnia w Europie 2%). Szacunki te są jednak bardziej optymistyczne niż przed rokiem, gdzie prognozowany średnioroczny poziom inflacji wynosił 2,5%. Obecne prognozy do 2024 roku wskazują średnio na 2,1%. Podobna sytuacja obserwowana będzie u naszych południowych sąsiadów - Czechów i Słowaków. Największy wzrost cen, bo aż 3-proc., przewidywany jest na Węgrzech, a najniższy we Włoszech - 1,3%.
Autorzy raportu zwracają uwagę, że już teraz w Polsce wśród niektórych produktów zmiany cen są niepokojące - obserwowany jest m.in. wyraźny wzrost cen żywności. Potwierdzają to także wyniki badania zrealizowanego w sierpniu br. przez ZBP, w którym Polacy pytani o to jaki wzrost cen w ciągu ostatniego roku odczuli najbardziej, w 82% wskazują na wzrost cen artykułów spożywczych. Co drugi pytany wskazuje także na wzrastające koszty paliwa (transportu) oraz rachunki za gaz, prąd czy wodę. Niewątpliwie, dla Polaków inflacja staje się problemem.
"Nie lekceważyłbym kwestii inflacji. Tego powinniśmy się obawiać i powinna być ona przedmiotem troski ze strony banku centralnego i nadzorców, ale też przedsiębiorców. Trzeba zrobić wszystko, by do nadmiernego wzrostu inflacji nie doprowadzić. Tym bardziej, że skutki inflacji od kilku kwartałów odczuwa większość Polaków, a najbardziej osoby najsłabsze ekonomicznie" - podsumował Pietraszkiewicz.
Agnieszka Morawiecka
(ISBnews)
Warszawa, 28.08.2019 (ISBnews) - Jeśli orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) potwierdzi tezy Rzecznika Generalnego TSUE, to można zakładać, że większość spraw dotyczących kredytów indeksowanych do CHF będzie rozstrzygana na korzyść klientów. Dotychczasowe orzecznictwo sądów oraz "istotne poglądy w sprawie" wydane przez krajowego Rzecznika Finansowego tę tezę wzmacniają, a tym samym można oczekiwać zwiększonej liczby pozwów przeciw bankom po ogłoszeniu decyzji TSUE, uważa radca prawny, radca prawny Wojciech Bochenek z Bochenek i Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych Sp. Komandytowa
"W chwili obecnej, możliwą drogą dochodzenia swoich roszczeń od banku, jest droga sądowa. Nie posiadam informacji, aby w tego typu sprawach były zawierane ugody z klientami. Czy to się zmieni, będzie zależało od decyzji strategicznych ich właścicieli. Skala dotychczasowych powództw to ok. 20 tys., przy łącznej liczbie umów kredytów indeksowanych w CHF na poziomie ok. 800 tys. Widać, że liczba pozwów rośnie - porównując informacje z pierwszego kwartału 2018 r. z informacjami z pierwszego kwartału 2019 r., wzrosła o 700. Można zakładać, że proces ten będzie nasilał się w kolejnych miesiącach - po wydaniu orzeczenia TSUE w polskiej sprawie" - powiedział Bochenek w rozmowie z ISBnews.
Wskazał, że kredytobiorcy w ostatnich miesiącach otrzymali sporo pozytywnych bodźców, wspierających ich starania o dochodzenie swoich praw, jak choćby trzy istotne wyroki Sądu Najwyższego z października 2018 r., oraz kwietnia i maja 2019 r., "istotne poglądy w sprawie", wydawane przez Rzecznika Finansowego lub Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, czy pozytywne dla klientów rozstrzygnięcia w sądach powszechnych.
"To sprawia, że coraz więcej osób czuje wsparcie ze strony instytucji państwowych i będzie śmielej dochodziło swoich spraw w sądach" - uważa Bochenek.
Dodał, że ostatnia nowelizacja ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych zachowała maksymalną opłatę od pozwu w sprawach z roszczeń bankowych w wysokości 1 000 zł, zaś w sytuacji, gdy sprawa wcześniej była rozpatrywana w trybie polubownym, koszt ten będzie niższy o 2/3, jednak nie więcej niż 400 zł.
"Dodatkowo od listopada będzie można złożyć pozew przeciw bankowi według miejsca zamieszkania kredytobiorcy, a nie jak dotychczas według miejsca siedziby banku lub oddziału banku, co również jest dużym udogodnieniem dla klientów banków" - uważa radca prawny.
Bochenek podkreślił również, że Sąd Najwyższy kilka dni temu opublikował materiały edukacyjno-merytoryczne z serii Studia i Analizy Sądu Najwyższego pt. "Kredyty walutowe Zagadnienia węzłowe", w których przedstawił rozważania w zakresie umów kredytowych powiązanych z kursem waluty obcej.
"Z lektury tych materiałów można wywnioskować, że orzecznictwo idzie w stronę ujednolicenia i będzie zmierzać w stronę tzw. odfrankowania kredytów, tj. pozostawienia umowy kredytowej z kwotą kredytu w PLN, bez klauzuli indeksacyjnej z oprocentowaniem opartym o stawkę LIBOR. Sądy krajowe zaczynają powoływać się na najnowsze orzecznictwo Sądu Najwyższego i TSUE" - dodał.
Wskazał także, że jeśli TSUE powieliłby tezy Rzecznika Generalnego z polskiej sprawy frankowej C- 260/18 - a do tej pory stawał on po stronie klientów - to oznaczałoby, że klauzule przeliczeniowe, które zostały już przez Rzecznika Generalnego TSUE uznane za niedozwolone, przestałyby wiązać strony umowy, gdyż nie określają one precyzyjnie mechanizmu określającego kurs walut, na podstawie którego ustalana jest wysokość kredytu i poszczególnych rat miesięcznych. To zaś oznacza, że kredytobiorca nie wie, jaką kwotę kredytu ostatecznie będzie musiał spłacić.
"Opinia Rzecznika jest jednoznaczna - jeśli w umowie występuje postanowienie niedozwolone, to należy usunąć to postanowienie z umowy, przy czym strony związane są jej pozostałymi zapisami. W sprawach frankowych będzie to usunięcie z umowy mechanizmu przeliczającego do kursu franka szwajcarskiego, wówczas pozostanie kredyt w złotych oparty o LIBOR plus marża" - dodał
Według radcy prawnego, aktualnie sądy są podzielone - jedne już orzekają na korzyść klientów, inne zawieszają postępowania do czasu wydania orzeczenia TSUE, są też takie, które oddalają sprawy konsumentów.
"Można jednak oczekiwać, że mając już stanowisko TSUE i polskiego Sądu Najwyższego będą przyspieszały rozstrzyganie tych spraw" - podsumował Bochenek.
Agnieszka Morawiecka
(ISBnews)
Warszawa, 17.07.2019 (ISBnews) - Powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę do Rady ds. Przedsiębiorczości prezes producenta wędlin - firmy Taurus Stanisław Jarosz chce zostać w niej rzecznikiem małych firm i przekonywać prezydenta do mocniejszego zaangażowania się w walkę o poprawę ich losu, jak zadeklarował Jarosz w rozmowie z ISBnews. Jego zdaniem, najbardziej palącym problemem jest brak rąk do pracy oraz mała dbałość o polską tradycję.
"Taurus jest nadal średniej wielkości firmą, prowadzącą 15 barów, posiadającą 2 zakłady produkcyjne i zatrudniającą 550 osób. Dlatego w Radzie ds. Przedsiębiorczości chciałbym się skupić na działaniach na rzecz mniejszych podmiotów, tym bardziej, że w tej chwili jestem tam jedynym przedstawicielem tego segmentu" - powiedział Jarosz w rozmowie z ISBnews.
Zdaniem prezesa, największym wyzwaniem, z jakim borykają się obecnie mniejsze podmioty, szczególnie o charakterze produkcyjno-usługowym, jest brak pracowników. Ratunkiem mogą być imigranci zarobkowi, szczególnie z Ukrainy i Białorusi, ale obowiązujące dziś przepisy nie są dla nich sprzyjające.
Firma Taurus, zatrudniająca w dużej części kobiety cierpi także na tym, że powszechny program 500+ powoduje ich rezygnację z pracy. Z drugiej zaś strony, aż 3 niehandlowe niedziele w miesiącu wywołują sprzeciw pracowników barów, którzy też chcieliby mieć wtedy wolne, wskazał Jarosz.
Według niego, kolejnym problemem są przepisy dotyczące uzyskiwania dopłat czy dotacji do nowo otwieranych przedsięwzięć np. kolejnych barów przy autostradach.
"Jako firma zatrudniająca 550 osób, jesteśmy traktowani już jako duży podmiot, więc zgodnie z przepisami nie należą nam się dofinansowanie ze środków unijnych. W efekcie budując kolejne bary na terenie całej Polski, nie możemy dostać na te pojedyncze tak naprawdę inwestycje żadnej pomocy. A nie wyobrażam sobie tworzenia pod każdy bar np. spółki celowej i pisania kolejnych wniosków, ponieważ generuje to określone koszty" - wyjaśnił.
Prezes zwrócił także uwagę na dominację globalnych sieci sklepów czy fast-foodów w centrach miast oraz przy najważniejszych polskich drogach. Podkreślił, że nie ma ochrony polskiego producenta, tym bardziej, że tej wielkości podmioty mocno śrubują ceny od krajowych dostawców.
"Chciałbym przekonać prezydenta, że warto chronić i promować tradycyjne polskie firmy, polską kuchnię, polskich przedsiębiorców. Nie mówimy o zakazie lokowania zagranicznych sieci w Polsce, ale o wprowadzeniu np. górnej granicy dla nich i konieczności budowania przy drogach także restauracji w rodzimą kuchnią" - wyliczył Jarosz.
Prezes zapowiedział, że obecnie planuje przygotować dokument zawierający wszystkie przemyślenia małego przedsiębiorcy-praktyka, w którym, także przy udziale pracowników, zawrze listę "życiowych" zmian ułatwiających mu działalność.
"Pracując w Radzie, chciałbym połączyć moje doświadczenia praktyczne z wiedzą naukową i teoretyczną innych jej członków. Jako jedyny w tym gronie przedstawiciel małych firm chcę być tam ich rzecznikiem i walczyć o poprawę warunków ich funkcjonowania" - podsumował Jarosz.
Dzisiejsze Przedsiębiorstwo Przemysłu Mięsnego Taurus to nowoczesny zakład przetwórstwa mięsa, zakład produkcji wyrobów garmażeryjnych oraz sklepy i hurtownie. W skład firmy wchodzi także sieć barów, hoteli oraz domy weselne.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 05.07.2019 (ISBnews) - Spotkanie przedstawicieli koncernu Philip Morris Polska z posłami rządzącej partii w Sejmie nie miało charakteru lobbingowego i nie powinno budzić kontrowersji, uważa przewodniczący Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Cezary Kaźmierczak. Jednocześnie reakcja na spotkanie pokazuje, że działalność lobbingowa jest w Polsce powszechnie źle rozumiana, ale też nieefektywnie regulowana prawnie.
"W moim przekonaniu w tej sprawie naganne byłoby, gdyby spotkanie odbyło się np. w nocy na stacji benzynowej lub też gdyby przedstawiciele Philip Morris nie poszli na nie sami, tylko wysłali naukowców, którzy udawaliby, że są niezależnymi ekspertami. Żaden z tych przypadków nie miał miejsca" - powiedział Kaźmierczak w rozmowie z ISBnews.
Według niego, to spotkanie nie miało charakteru tajnego, skoro odbyło się w Sejmie. W tej sytuacji nie ma niczego nagannego.
"Nie wiem, co w tej sytuacji jest kontrowersyjnego czy sprzecznego z prawem - w tym, że posłowie spotkali się z firmą w Sejmie? Ja uczestniczyłem w Sejmie w dziesiątkach spotkań o podobnym charakterze, podczas których różnego rodzaju branże prezentowały swój punkt widzenia. Z tych spotkań, w których uczestniczyłem, nikt nie robił stenogramów" - wskazał przewodniczący ZPP.
RMF FM podało, że ponad miesiąc temu politycy partii rządzącej spotkali się z przedstawicielami Philip Morris Polska w Sejmie. Jak informowało radio, przedstawiciele korporacji zaprezentowali badania o potencjalnie mniejszej szkodliwości nowoczesnych wyrobów tytoniowych, takich jak podgrzewane papierosy (których PM jest największym producentem). Fakt odbycia spotkania, ani jego przebieg nie zostały nigdzie formalnie odnotowane.
"To, co opisał RMF to nie jest działalność lobbingową, bo działalność taką wykonuje się w imieniu osób trzecich, a nie w imieniu własnym. A oni działali w imieniu własnym - nie są więc lobbystami, tylko przedstawicielami swojego interesu. Ja jestem lobbystą w stosunku do naszych członków, bo w ich imieniu często występuję, natomiast oni sami nie są - oni są stroną" - skomentował Kaźmierczak.
Zwrócił uwagę, że ta sytuacja nie ma nic wspólnego z ustawą o lobbingu także z tego względu, że to spotkanie nie dotyczyło żadnej ustawy, która jest aktualnie procedowana.
Jednocześnie opowiedział się za nowym uregulowaniem kwestii działalności lobbingowej.
"Ustawa o lobbingu jest martwa, praktycznie nikt jej nie przestrzega - w Polsce jest zarejestrowanych tylko kilku lobbystów. Trzeba napisać nową ustawę o lobbingu. Ja bardzo bym chciał, żeby taka ustawa powstała, ponieważ ja stale spotykam się z przypadkami nielegalnego - w moim przekonaniu - i niemoralnego lobbingu, gdzie przychodzi ktoś, kto podaje się za eksperta, a ewidentnie realizuje zadania przedstawione przez jedną ze stron. Sam chętnie mogę o taką ustawę walczyć" - wskazał Kaźmierczak.
Kluczowe jest, by poseł czy minister wiedział, z kim rozmawia i żeby za zatajanie tej informacji przewidziana była surowa kara, podkreślił.
"W przypadku związków pracodawców sytuacja jest o tyle inna, że my działamy na podstawie Ustawy o organizacjach pracodawców i Ustawy o Radzie Dialogu Społecznego. My w rozumieniu tych ustaw nie jesteśmy lobbystami, choć tak naprawdę jesteśmy, bo reprezentujemy naszych członków - ale to nam nakazują ustawy, na podstawie których działamy" - wskazał także Kaźmierczak.
Philip Morris Polska jest członkiem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Według "Manifestu ZPP", jednym z celów działania Związku jest "reprezentowanie i obrona członków Związku przed nieuzasadnionymi działaniami organów państwa i samorządu terytorialnego".
Tomasz Oljasz
(ISBnews)
Katowice, 15.05.2019 (ISBnews) - Polskie przedsiębiorstwa są w stanie samodzielnie przeprowadzić pewne elementy transformacji energetycznej, natomiast by dokonać jej w sposób całościowy, biznes potrzebuje transparentnych, długoterminowych ram działania, które określałyby cele, do jakich dążymy, poinformował dyrektor Boston Consulting Group (BCG) Tomasz Kędzierski w rozmowie z ISBnews. Przypomniał, że na przestrzeni lat pojawią się technologie, które zmienią obraz światowej energetyki - dlatego strategia powinna zostać opracowana szybko, a potem uzupełniona o regulacje, uwarunkowania formalno-prawne oraz korygowana wraz z pojawianiem się nowych technologii.
"Biznes jest w stanie przeprowadzić pewne elementy transformacji energetycznej, natomiast aby dokonać jej w sposób całościowy, potrzebuje transparentnych i przewidywalnych długoterminowo ram działania. To skłoni firmy do podejmowania świadomych decyzji i pozwoli generować przewidywalne stopy zwrotu" - powiedział Kędzierski w rozmowie z ISBnews w kuluarach XI Europejskiego Kongresu Gospodarczego (EKG) w Katowicach. Agencja ISBnews jest głównym patronem medialnym EKG.
Podczas debaty na EKG omówiono przygotowany przez BCG i Fundację WWF Polska raport "2050 Polska dla pokoleń, wybieramy przyszłość".
"Raport pokazuje, że spoglądając na gospodarkę należy uwzględniać ekonomiczne koszty zmian klimatycznych" - powiedział podczas debaty prezes WWF Polska Mirosław Proppe.
"Jest wiele znaków zapytania, np. o magazynowanie energii. Musimy mieć uporządkowany i spójny plan, w jaki sposób, a przede wszystkim w stronę jakich celów chcemy rozwijać nasz kraj. Raport jest punktem wyjścia do wypracowania długoterminowej strategii transformacji energetycznej Polski" - dodał.
Według prognoz zawartych w raporcie, wdrożenie scenariusza gospodarki zbliżonej do zeroemisyjnej w latach 2020-2050 może przynieść Polakom skumulowane oszczędności w wysokości 447-462 mld zł, czyli około 15 mld zł średniorocznie (w scenariuszu z wyższymi cenami uprawnień CO2 - 499-514 mld zł, tj. 19 mld zł średniorocznie), co oznacza nawet 1% rocznego PKB.
"Może się to stać dzięki spadkowi kosztów zużycia energii w gospodarstwach domowych i budynkach usługowych, kosztów importu paliw oraz zmniejszenia kosztów opieki zdrowotnej. Przy okazji, dzięki inwestycjom w termomodernizację budynków, powstać może dodatkowych 24 tys. miejsc pracy" - czytamy w raporcie.
Kędzierski podkreślił, że celem raportu nie jest przedstawienie docelowych rozwiązań we wszystkich poruszanych kwestiach, ale otwarcie debaty publicznej na temat konieczności łączenia rozwoju gospodarczego z ochroną środowiska.
Wiceprezes Tauron Polska Energia Jarosław Broda zwrócił uwagę, że obecnie nie mamy w Polsce technologii, które doprowadziłyby nas do pełnej neutralności energetycznej w 2050.
"Naszą szansą jest, by wejść na falę 'zielonych technologii' i być jej kreatorem, nie tylko konsumentem nowych rozwiązań technologicznych. Do tego potrzebna jest długoterminowa strategia, niezbędna, aby przedsiębiorstwa mogły kreować rentowne biznesy, skoncentrowane na tej dziedzinie. Widzimy już presję ze strony instytucji finansowych czy inwestorów, ponieważ coraz więcej inwestorów nie angażuje się w firmy pozostawiające duży ślad węglowy" - wymieniał Broda.
"O tym, jak szybko pojawiają się i upowszechniają nowe technologie, mogą świadczyć rowery miejskie czy hulajnogi elektryczne" - wskazał wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) Bartłomiej Pawlak.
"Dzisiaj, z perspektywy menadżera zarządzającego w dużej firmie, mogę powiedzieć, że to właśnie są najczęściej wybierane przeze mnie środki transportu" - dodał.
Dyrektor innowacji w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii Jan Staniłko zwracał uwagę na potrzebę uwzględnienia wszystkich kosztów, jakie gospodarka i społeczeństwo ponosi w związku z wykorzystywanym systemem i miksem energetycznym. "Gdyby wszystkie koszty zostały uwzględnione, rozmawialibyśmy o zupełnie innych kosztach energii" - powiedział Staniłko.
"Zmiany klimatyczne są realne, nawet jeśli nie odczuwamy ich tak drastycznie w naszej szerokości geograficznej. Ale są one coraz częściej uwzględniane w polityce inwestycyjnej firm oraz w politykach wewnętrznych, definiujących sposoby działania korporacji" - stwierdziła wiceprezes ING Banku Śląskiego Joanna Erdman.
W raporcie przedstawiono cztery kluczowe obszary rekomendacji, które przyczynią się do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych oraz poprawy jakości powietrza:
"-Stworzenie i wdrożenie planu rozwoju innowacyjnego, a docelowo zeroemisyjnego systemu produkcji energii elektrycznej.
- Realne i dostosowane do możliwości społecznych wsparcie dla ograniczenia zużycia energii w gospodarstwach domowych i budynkach usługowych oraz w przemyśle.
- Rozwój floty niskoemisyjnych, np. samochodów elektrycznych.
- Rozwój transportu publicznego, ruchu rowerowego oraz transportu kolejowego" - czytamy w raporcie.
"Nasze analizy wskazują, że w samym obszarze zdrowia jesteśmy w stanie zaoszczędzić do roku 2050 ok. 120 mld zł. Środki uzyskane z tego tytułu pozwoliłyby sfinansować różnicę w wydatkach kapitałowych, niezbędnych do zrealizowania bardziej ambitnego scenariusza gospodarki zbliżonej do zeroemisyjnej w 2050 roku. Musi być zapewniony transfer pieniądza i rozwiązania bardziej regulacyjno-systemowe" - powiedział ISBnews dyrektor w BCG.
"Drugi obszar to jest obszar związany z importem ropy naftowej - a samochód elektryczny jest o wiele tańszy w eksploatacji niż spalinowy. Przejście na samochody elektryczne wygenerowałoby oszczędności przekraczające 100 mld zł. Jednakże perspektywa firm energetycznych lub różnych graczy może być taka, że korzyści nie są widoczne. Kwestią pozostaje to, by stworzyć ramy systemowe pozwalające tym instytucjom podejmować decyzje. Każde przedsiębiorstwo ma swoje określone cele inwestycyjne i horyzont inwestycyjny. Większość managerów myśli kategoriami 2-5 lat - natomiast inwestycje, o których mówimy, musiałyby się wydarzyć na przełomie lat 30" - podsumował Kędzierski w rozmowie z ISBnews.
W debacie podczas EKG Kędzierski podkreślił ponadto, że obecnie w Polsce straty związane z anomaliami pogodowymi wynoszą 9 mld zł rocznie, co ma realne przełożenie na PKB. Przypomniał, że efektem smogu w miastach jest spadek ich atrakcyjności inwestycyjnej.
Renata Oljasz
(ISBnews)
Warszawa, 15.04.2019 (ISBnews) - Dla posiadaczy obecnych indywidualnych kont emerytalnych (IKE) zostaną utworzone subkonta w ramach ich IKE na środki przekazywane w procesie przekształcenia otwartych funduszy emerytalnych (OFE) w IKE, poinformował ISBnews minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński.
"W projekcie ustawy zapisaliśmy, że dla osób, które już posiadają IKE, środki przekształcone z OFE zostaną umieszczone w subfunduszu w ramach tego IKE. A te osoby, które IKE nie posiadają, założą nowe IKE. W ten sposób chcemy upowszechnić system IKE" - powiedział Kwieciński w rozmowie z ISBnews.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział dziś na konferencji, że rząd przedstawia dziś propozycję przeniesienia całości środków z OFE, w kwocie 162 mld zł, na prywatne, indywidualne konta emerytalne. Możliwe też będzie pozostawienie całości środków na koncie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych (ZUS). Same OFE zostaną przekształcone w fundusze inwestycyjne i zachowają ciągłość działania.
Środki przenoszone z OFE do IKE zostaną obciążone 15-proc. opłatą przekształceniową.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 27.03.2019 (ISBnews) - Deficyt sektora rządowego i samorządowego tzw. general government) będzie rósł, ale Polska jedynie "otrze się" o unijny limit w wysokości 3% w relacji tego deficytu do PKB w 2020 r., kiedy wskaźnik ten nie powinien przekroczyć 2,8%, prognozuje w rozmowie z ISBnews główny ekonomista Coface w Europie Środkowo-Wschodniej Grzegorz Sielewicz.
"W świetle ostatnich danych i naszych przewidywań, powinniśmy się 'otrzeć' o ten próg 3%, ale nie przekroczyć. Nasze założenia odnośnie deficytu general government to 1,7% na ten rok, a na przyszły rok - 2,6%; nie wiem jednak, czy nie powinien być 2,8%. Ale jednak nadal jest to poniżej 3%" - - powiedział Sielewicz w rozmowie z ISBnews w kuluarach konferencji Coface Country Risk. Agencja ISBnews była patronem medialnym tego wydarzenia.
"Co naszym zdaniem wspiera twierdzenie, że deficyt nie przekroczy 3% w przyszłym roku, to z jednej strony wciąż solidne tempo wzrostu gospodarczego, które powinno się utrzymać w 2020 r. Nasza prognoza mówi, że to powinno być ok. 3,4-3,5%. Po drugie, to nadal ściągalność podatków, już nie tak wysoka, ale to wciąż jednak istotny czynnik. A po trzecie - wyższe wpływy z podatków w związku z wyższą konsumpcją, głównie z VAT, ale też z PIT. Wydaje mi się, że z tych powodów znajdziemy się poniżej progu 3%, natomiast oczywiście jest to scenariusz obarczony pewnym ryzykiem i możliwy do rewizji w kolejnych miesiącach" - dodał.
Zaznaczył jednocześnie, że trudno oczekiwać, aby poprawa ściągalności podatków była nadal tak imponująca. Zwrócił uwagę, że Polska zbliżyła się pod względem ściągalności podatków do poziomów, jakie są odnotowywane w Europie Zachodniej.
"Nasza prognoza odnośnie wzrostu PKB na 2019 to 3,9%, więc nie spodziewamy się znaczącego spowolnienia. Więcej ryzyk dla prognozy widzimy po stronie zagranicznej niż krajowej. Musimy byś świadomi tego, że wiele firm w Polsce jest zaangażowanych w globalne łańcuchy produkcyjne, czyli jeśli nawet nie eksportują, a koncentrują się na lokalnym rynku, to mogą dostarczać produkty klientowi, który jest eksporterem i swoje produkty wysyła np. do Niemiec, a z Niemiec trafiają one np. do Chin. Dlatego ryzyko może dotyczyć nie tylko eksporterów" - powiedział także Sielewicz.
Według niego, szczególnym powodem do zmartwień jest spowolnienie w strefie euro, w tym w gospodarce niemieckiej.
"Jeżeli chodzi o naszych eksporterów, jest to istotne kryterium - zwłaszcza, że z jednej strony jest to dosyć łagodne spowolnienie, nie ma recesji - dla strefy euro przewidujemy 1,4% wzrostu w tym roku, dla gospodarki niemieckiej - zaledwie 0,8%. Jeżeli rozdzielilibyśmy polską gospodarkę na zagranicą i część wewnętrzną, to ta zagranica stanowiłaby większy czynnik ryzyka. Na nasze szczęście, polski eksport rośnie w relacji do PKB - w ub.r. relacja ta osiągnęła już poziom 55%" - stwierdził główny ekonomista.
"Z drugiej strony, nie jesteśmy aż tak uzależnieni od eksportu, jak np. Słowacja, Węgry czy Czechy, gdzie ta relacja sięga już nawet 90%. Dobrze więc, że możemy bazować na popycie wewnętrznym, polski konsument jest nadal aktywny. Konsumpcja gospodarstw domowych - zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami - pozostanie główną siłą napędową wzrostu. Dobra sytuacja na rynku pracy też wspiera wzrost. Impuls fiskalny też z pewnością będzie działał 'na plus', ale nie chciałbym go przeceniać, ponieważ zapewne w połowie roku impuls ten przyspieszy krótkookresowo sprzedaż detaliczną i ogólnie konsumpcję" - dodał.
Zwrócił też uwagę, że w lipcu br. największe firmy będą musiały uruchomić pracownicze plany kapitałowe (PPK), co oznacza dodatkowe wydatki dla firm oraz pomniejszenie płac netto.
"Trzeba też pamiętać, że w połowie roku wchodzą PPK dla największych firm. Więc biorąc pod uwagę obniżkę PIT z 18% na 17% oraz PPK, to w wynagrodzeniach netto nie będzie widać żadnego zastrzyku, jeśli chodzi o pracowników dużych firm. To nie jest tak, że nastąpi znaczne przyspieszenie konsumpcji, raczej podtrzymanie jej tempa" - wskazał.
"Rok 2020 to, naszym zdaniem, pewien znak zapytania. Bowiem impulsy fiskalne wejdą prawdopodobnie w drugiej połowie tego roku. Ich efekty mogą zacząć już wygasać, może z wyjątkiem 500+ na pierwsze dziecko. Ale spodziewamy się pewnej stabilizacji konsumpcji, nadal pod dużym znakiem zapytania są inwestycje w aktywa trwałe - to, czy przedsiębiorstwa będą skłonne inwestować. Bo w roku wyborczym ogólnie inwestycje w aktywa trwałe na pewno będą 'na plusie', mimo, że budżet nie ma aż tyle możliwości ich finansowania" - dodał Sielewicz.
Przypomniał, że ostatnie dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) dla przedsiębiorstw zatrudniających 50 osób i więcej wskazują, że w zeszłym roku odnotowaliśmy dwucyfrowy wzrost inwestycji - o 11,2%.
"Nie znamy jeszcze struktury tego wzrostu, ale wydaje się, że odpowiadają za niego jednak głównie firmy zagraniczne, które nawet, jeżeli mówią o ryzyku politycznym, to to ryzyko polityczne kalkulują i nie jest ono dla nich wysokie, nadal lubią nie tylko Polskę, ale w ogóle region Europy Środkowo-Wschodniej. Firmy te doceniają niskie koszty pracy - pomimo wzrostu wynagrodzeń to wciąż średnio 1/3 tego, co musieliby zapłacić pracownikom na Zachodzie, jak również wysoką jakość produkcji oraz ramy UE, dzięki którym wiedzą, czego się mogą spodziewać. Dlatego inwestują" - podsumował główny ekonomista.
W Polsce Coface jest obecny od 1992 roku. Ubezpiecza należności krajowe i eksportowe, oferuje finansowanie poprzez faktoring, a także raporty handlowe o firmach z całego świata.
Renata Oljasz
(ISBnews)
Warszawa, 22.03.2019 (ISBnews) - Zakaz handlu w niedzielę źle wpłynął na wyniki Grycana, dlatego firma będzie zamykać punkty w centrach handlowych i szuka innych kanałów dystrybucji w sieciach handlowych, z którymi wcześniej nie współpracowała, poinformował ISBnews.tv Zbigniew Grycan, założyciel marki Grycan Lody od Pokoleń.
"Ograniczenie handlu w niedzielę źle wpłynęło na nasze wyniki. Mamy dużo mniejsze obroty i musimy bronić się, żeby wystarczyło na czynsz" - powiedział Grycan w rozmowie z ISBnews.tv.
"Walczymy w firmie o to, żeby nie zwalniać ludzi i nie robić restrukturyzacji, bo mamy doskonałych pracowników. Staramy się dać im inne stanowiska pracy. W niedziele zatrudnialiśmy wielu studentów. Niestety, teraz już nie przyjmujemy ich do pracy" - podkreślił.
Większość lokali Grycana zlokalizowana jest w centrach handlowych, więc zakaz handlu szczególnie dotknął właśnie te punkty.
"Generalnie poradziliśmy sobie lepiej niż konkurencyjna branża gastronomiczna, chociaż zanotowaliśmy spadki 1-3 proc. w porównaniu do roku ubiegłego. Oczywiście, są lokale, które radzą sobie lepiej, ale i takie, w których niedziela była podstawowym dniem sprzedaży" - powiedział ISBnews.tv dyrektor generalny firmy Grycan Marcin Snopkowski.
Nie zmienia to faktu, że "wiele punktów nie wyrabia satysfakcjonujących nas obrotów, które pokrywałyby wszystkie opłaty", zaznaczył Zbigniew Grycan.
"Jesteśmy zobligowani umowami, ale gdy ich terminy będą się kończyć, będziemy zamykać punkty w centrach handlowych. Już zostały zamknięte dwa" - wyjaśnił.
"Teraz szukamy innych kanałów dystrybucji w sieciach handlowych, z którymi wcześniej nie współpracowaliśmy" – dodał.
Snopkowski podkreślił, że jedynie 1/3 lokali w centrach handlowych generuje takie obroty, że mogą być otwarte w niedzielę. "Przyglądamy się wszystkim lokalizacjom. Zamknęliśmy te, które stały się mocno nierentowne. Zastanawiamy się też, co się wydarzy, gdy zakaz handlu objąłby wszystkie niedziele. Mamy przygotowane modele biznesowe i przeliczamy, w których lokalach będziemy mieli problem w rentownością" - podkreślił.
Marka Grycan - Lody od pokoleń jest obecna na polskim rynku od 2004 r. W ciągu 15 lat istnienia firma Grycan rozwinęła największą rodzinną sieć lodziarnio-kawiarni firmowych nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Obecnie liczy już ponad 150 lokali.
(ISBnews)
Warszawa, 22.03.2019 (ISBnews) - W projekcie Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego (SRRK) brakuje odniesienia do przyszłości otwartych funduszy emerytalnych (OFE), oceniła w rozmowie z ISBnews.tv prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE) Małgorzata Rusewicz.
Jej zdaniem, pewne zmiany uproszczą funkcjonowanie rynku, ale nie są przełomowe. "One tak naprawdę nie doprowadzą do rozwoju rynku kapitałowego" - dodała.
"Z mojej perspektywy, w strategii brakuje też bardziej szczegółowych zapisów dotyczących kierunków zmian związanych z dodatkowymi formami oszczędzania, które mają silną korelację z rynkiem kapitałowym" - podkreśliła w rozmowie z ISBnews.tv.
Zdaniem Rusewicz, brakuje też kwestii rozwiązań o charakterze podatkowym po stronie inwestorów długoterminowych, czyli kluczowej sprawy, o której mówi się na rynku, a ostatecznie nie pojawiała się w strategii bądź jest w bardzo ograniczonym zakresie.
Według niej, w porównaniu z tym, co pierwotnie było prezentowane Radzie Rozwoju Rynku Kapitałowego, ostateczny dokument przeszedł modyfikację, został "ograniczony i okrojony".
"Czytając strategię, ma się wrażenie, że cele, które są postawione, nie są celami dla rozwoju rynku kapitałowego, ale dla wzmocnienia pozycji małych i średnich przedsiębiorstw. To nie jest złe, ale na pewno nie jest to cel strategiczny, który powinien być przed tym dokumentem postawiony" - wskazała Rusewicz.
"Niemniej jednak dobrze, że strategia powstała, bo mamy dokument, nad którym można pracować" - podsumowała.
(ISBnews)
Warszawa, 22.03.2019 (ISBnews) - Zapowiedziany przez rząd impuls fiskalny należy oceniać pozytywnie jako nowe źródło napędzające gospodarkę, a koszt przygotowywanych rozwiązań dla budżetu państwa może okazać się mniejszy niż wynika z obecnych szacunków, uważa członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Eugeniusz Gatnar.
"Impuls fiskalny jest bezprecedensowy. Podobną sytuację mieliśmy w 2007 r., kiedy pani prof. Zyta Gilowska zmniejszała klin podatkowy. Tej skali impuls to rzecz absolutnie bez precedensu i on podtrzymuje nasz wzrost konsumpcji. […] To jest nowy czynnik, które będzie napędzał gospodarkę - produkcję, konsumpcję i usługi. Z tego powodu uważam, że w roku 2019 wzrost PKB pozostanie na poziomie pomiędzy 4 a 4,5%" - powiedział Gatnar w rozmowie z ISBnews.
Zwrócił uwagę, że według analizy przedstawionej ostatnio w "Rzeczpospolitej", z ok. 40 mld zł kosztów programu "Piątka PiS" do budżetu w postaci podatków wróci ok. 7-9 mld zł.
"Wiele badań pokazuje, iż mnożnik fiskalny w Polsce wynosi ponad 1, może nawet 1,6, co by znaczyło, że tak naprawdę ten program w dużej części sam się sfinansuje. Oznacza to, że nie będzie on tak kosztowny dla budżetu, jak się wydaje" - podkreślił Gatnar.
"Myślę, że część środków z rozszerzenia 500+ trafi do oszczędności, ale nie będzie to duża kwota. Większość zostanie przeznaczona na konsumpcję. Chociaż Polska potrzebuje oszczędności, potrzebuje polskiego kapitału, choćby po to, żeby finansować inwestycje" - dodał.
Według niego, nie ma powodów, by obawiać się przekroczenia unijnego limitu w zakresie deficyt sektora rządowego i samorządowego (tzw. general government) na poziomie 3% w relacji do PKB.
"Przekroczenie tego progu w tym roku nie jest zagrożone, jeśli chodzi przyszły rok - to jest kwestii oceny skutków efektów impulsu fiskalnego. Nie wiemy, w jakiej sekwencji jego elementy będą realizowane. Tak więc obserwujmy gospodarkę i bądźmy większymi optymistami niż agencja Fitch" - podsumował Gatnar.
Na początku marca Fitch Ratings podał, że nowy pakiet fiskalny, ogłoszony przez Prawo i Sprawiedliwość (PiS) przesuwa nastawienie w polityce fiskalnej na bardziej ekspansywne i grozi wzrostem deficytu general government do ok. 3% PKB w 2020 r. z szacowanych na 2018 r. 0,5% PKB.
Renata Oljasz
(ISBnews)
Warszawa, 22.03.2019 (ISBnews) - Program pracowniczych planów kapitałowych (PPK) będzie miał pozytywny wpływ na warszawską giełdę, ale ujawni się on w pełni dopiero za 3 lata. Nowy system szczególnie pozytywnie może oddziaływać na segment małych i średnich spółek (MŚP) na GPW, uważa Michał Stalmach, zarządzający funduszami w Skarbiec Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych.
"W naszej ocenie, PPK będą miały pozytywny wpływ na giełdę, jednak na pełny efekt przyjdzie nam poczekać trzy lata, kiedy program obejmie już wszystkie, także najmniejsze firmy" - powiedział Stalmach w rozmowie z ISBnews.tv podczas 9. Fund Forum Analiz Online.
"Zakładamy, że poziom partycypacji wyniesie ok. 50%, natomiast przeciętny fundusz klienta będzie miał ok. 45% akcji. W naszej ocenie, wpływ na polską giełdę powinien wynieść ok. 4 mld zł" - dodał.
Zwrócił uwagę, że z ustawy o PPK wynika, iż limit inwestycji w akcje spółek wchodzących w skład indeksu mWIG40 wynosi maksymalnie 20%, a w przypadku sWIG80 i mniejszych spółek - do 10%. Oznacza to, że z PPK do spółek może napłynąć ok. 1,5 mld zł rocznie.
"Tak więc środki z PPK będą miały największy pozytywny wpływ na te mniejsze spółki. A płynność jest jedną z największych bolączek, szczególnie w tym segmencie giełdowego rynku" - podkreślił.
Zarządzający zwrócił też uwagę, że ważne dla powodzenia tego programu będzie, "korzystne rozwiązanie sytuacji z OFE".
"Mam na myśli pozostawienie zgromadzonych środków w gestii funduszy, ewentualnie przeniesie 25% z nich do Funduszu Rezerwy Demograficznej zgodnie z pierwotnymi zapowiedziami. Bez tego trudno byłoby o zaufanie dla długoterminowych rozwiązań emerytalnych" - podsumował. Jest szansa, że obecność takiego "mechanizmu", będącego pewnym stabilizatorem rynku, poprawi postrzeganie polskiego rynku przez inwestorów zagranicznych.
1 lipca 2019 roku PPK zostaną wprowadzone w spółkach zatrudniających ponad 250 pracowników, a w ciągu kolejnych 18 miesięcy do programu dołączać będą również mniejsze przedsiębiorstwa.
(ISBnews)
Warszawa, 21.03.2019 (ISBnews) - Minister przedsiębiorczości i technologii powoła radę oraz zarząd Fundacji Platformy Przemysłu Przyszłości do 8 kwietnia br., poinformował ISBnews wiceminister przedsiębiorczości i technologii Marcin Ociepa. Celem powołanej Fundacji jest wspieranie działań polskich przedsiębiorstw na drodze transformacji cyfrowej, a zgodnie z zapisami ustawy, w skład rady Fundacji wejdą przedstawiciele różnych resortów, nauki i przemysłu, podał także.
"Kolejnymi terminami, które wskazuje ustawa o Fundacji Platformy Przemysłu Przyszłości są: nadanie statutu, po zasięgnięciu opinii Rady oraz wpis Fundacji do Krajowego Rejestru Sądowego, co nastąpi w ciągu 60 dni od wejścia w życie ustawy, czyli do 8 maja" - powiedział Ociepa w rozmowie z ISBnews.
Jego zdaniem, korzyścią z tego, że Fundacja jest powoływana na mocy ustawy jest jej podleganie zasadom funkcjonowania instytucji publicznych umożliwia transparentność działań oraz kontrole przez odpowiednie organy państwa.
"Fundacja, oczywiście w dużym uproszczeniu, ma łączyć świat biznesu i świat nauki oraz pomóc w transformacji polskiej gospodarki w kierunku przemysłu 4.0. Chcemy podwyższyć wskaźniki cyfryzacji, automatyzacji czy robotyzacji polskich przedsiębiorstw. Do tej pory brakowało odpowiedniej współpracy. Fundacja ma być takim pomostem pomiędzy tymi światami i skupiać się wokół konkretnych projektów i wspólnych wyzwań" - powiedział Ociepa.
Według niego, chodzi więc m.in. o wsparcie w formie szkoleń oraz doradztwa powiązane z testowaniem i udostępnianiem przedsiębiorcom parków maszynowych czy laboratoriów badawczych.
"Podobnie jest w przypadku naukowców, którym chcemy stworzyć odpowiednią przestrzeń do współpracy. Często powstają na uczelniach różne rozwiązania i urządzenia, które nie mogą być bezpośrednio użyczone przedsiębiorcy, ale Fundacja będzie miała możliwość dostosowania odpowiednich mechanizmów współpracy. I to jest nasz cel. Mała firma może również liczyć na wsparcie eksperckie" - dodał wiceminister.
"Kolejną kwestią jest tworzenie regionalnych centrów kompetencji, w których będziemy pobudzać transformację przedsiębiorstw w kierunku przemysłu 4.0. Działania centrów prowadzone w konkretnych regionach będą bardziej dostosowane do potrzeb i specyfiki lokalnej gospodarki. Mamy oczywiście szereg różnych instytucji, ośrodków, ale to właśnie Fundacja ma koordynować ich działanie, aby oferować kompleksowe rozwiązania" - podsumował wiceminister.
Ustawa o Fundacji Platforma Przemysłu Przyszłości weszła w życie 11 marca br.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 27.02.2019 (ISBnews) - Tematem przewodnim XIX Konferencji Izby Domów Maklerskich będzie "Rynek przyszłości, przyszłość rynku - rynek kapitałowy wobec wyzwań innowacyjnej gospodarki", poinformował ISBnews prezes IDM Waldemar Markiewicz. Jego zdaniem, podstawą rozwoju innowacyjnej gospodarki jest zwiększenie udziału rynku kapitałowego w finansowaniu krajowych przedsiębiorstw. Potrzebne jest pilne wdrożenie Strategii Rozwoju Rynku Kapitałowego pod nadzorem specjalnie powołanego rządowego pełnomocnika.
Agencja ISBnews jest patronem medialnym Konferencji IDM, która odbędzie się 7-10 marca w Bukowinie Tatrzańskiej.
"Organizowana po raz 19. konferencja to najważniejsze wydarzenie rynku kapitałowego. W Bukowinie, spotka się blisko 300 specjalistów – praktyków rynkowych oraz przedstawicieli nadzoru. Swój udział potwierdził m.in. Jacek Jastrzębski – przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. Tematem przewodnim będzie przyszłość – rynek kapitałowy wobec wyzwań innowacyjnej gospodarki" – powiedział Markiewicz w rozmowie z ISBnews.
Prezes podkreślił, że rynek kapitałowy nie funkcjonuje dla siebie, ale ma służyć całej gospodarce, m.in. do finansowania najbardziej dynamicznych i innowacyjnych firm – co jest kluczowe dla zwiększenia konkurencyjności polskich przedsiębiorstw na rynkach międzynarodowych.
"Rynek kapitałowy jest głównie po to, by zwiększać innowacyjność polskiej gospodarki, budować gałęzie przemysłu, które oferują wysokiej jakości i lepiej płatne miejsca pracy. Jeśli chcemy mieć prężnie funkcjonującą gospodarkę, konkurującą z zachodem, z rozwijającymi się firmami, to musimy postawić na rozwój rynku kapitałowego. Rynek kapitałowy to paliwo dla gospodarki" – dodał.
Jego zdaniem, polska gospodarka powinna budować gałęzie, które oferują wyższej jakości miejsca pracy w przemysłach bardziej produkcyjnych, technologicznych i innowacyjnych. Do tego jednak konieczne jest większe finansowanie poprzez rynek kapitałowy.
"Innowacje są finansowane w większym stopniu przez rynki kapitałowe niż przez system bankowy. Rynki kapitałowe wspierają przede wszystkim małe i średnie innowacyjne przedsiębiorstwa, dostarczając im kapitał na badania i rozwój. Dzięki temu firmy te zdobywają zdolność do międzynarodowej ekspansji, możliwe stają się przejęcia, które znacząco wzmacniają przedsiębiorstwa. Dlatego jeżeli chcemy mieć gospodarkę z liczącymi się firmami, to rynek kapitałowy powinien odgrywać znaczącą rolę w jej finansowaniu" – wskazał prezes.
Markiewicz podkreślił, że rynek kapitałowy dostarcza kapitał także na przejęcia, a jako przykład wskazał Asseco Poland i prezesa Adama Górala, który wielokrotnie na konferencjach IDM podkreślał, że to właśnie dzięki rynkowi kapitałowemu zwiększył skalę działalności firmy.
"Większa skala całego biznesu to większa zdolność do inwestycji w badania i innowacje, a tym samym większa możliwość do konkurowania na rynkach zagranicznych. Jeżeli uznamy, że rynek kapitałowy jest jednym z najważniejszych narzędzi do zwiększenia innowacyjności gospodarki, to trzeba się zastanowić, co należy zrobić, aby on się rozwijał. Trzeba budować świadomość publiczną, że rozwój rynku kapitałowego jest dziś polską racją stanu" – zaznaczył Markiewicz.
Unia Europejska zdaje sobie sprawę, że dla pobudzenia wzrostu gospodarczego i innowacyjności konieczne jest zwiększenie udziału rynku kapitałowego w finansowaniu europejskich przedsiębiorstw. W najbardziej rozwiniętych krajach finansowanie przedsiębiorstw przez rynki kapitałowe jest na poziomie ok. 30%, ale w USA już blisko 70%.
"W UE zauważono, że powiększa się luka w produktywności między gospodarką amerykańską i europejską I wiąże się to ze znacznie mniejszych udziałem rynków kapitałowych w Europie w finansowaniu europejskich przedsiębiorstw w stosunku do amerykańskich. W Polsce natomiast, rola rynku kapitałowego w finansowaniu gospodarki jest dwa razy mniejsza niż w Unii. To pokazuje, przed jakim wyzwaniem stoimy" – podkreślił prezes IDM.
W jego opinii, konieczne jest postawienie na dalszy rozwój rynku kapitałowego. Dlatego jego uczestnicy czekają z wielką nadzieją na strategię rozwoju rynku kapitałowego w Polsce, której publikacja jest zapowiadana lada dzień.
"We wrześniu br. przedstawiciele rynku przekazali uwagi do projektu w trakcie konsultacji podstawowych założeń Strategii prowadzonych w ramach Rady Rozwoju Rynku Finansowego" – powiedział Markiewicz.
"Dla nas najważniejsze są trzy rzeczy. Po pierwsze, należy stworzyć stanowisko pełnomocnika rządu ds. realizacji strategii, który będzie odpowiedzialny wyłącznie za zwiększanie udziału rynku kapitałowego w finansowaniu krajowej gospodarki. To warunek, by strategia nie okazała się tylko kolejnym dokumentem" – podkreślił Markiewicz.
Dodał, że konieczne jest określenie konkretnego celu, tj. zwiększenie udziału rynku kapitałowego w finansowaniu potrzeb inwestycyjnych polskich przedsiębiorstw. Cel ten należy określać stopniowo, na podstawie konkretnych liczb i corocznych raportów publicznych informujących na jakim etapie znajduje się realizacja tej strategii.
"Czyli osoba koordynująca, cel i publiczne coroczne raportowanie realizacji strategii to trzy najważniejsze kroki na początku. Fundamentalne dla dalszego rozwoju rynku kapitałowego jest także odbudowa jego wiarygodności" – kontynuuje Markiewicz.
W ocenie prezesa IDM, zaufanie jest elementem kluczowym dla realizacji roli rynku w budowaniu konkurencyjnej gospodarki. Reputacja zależy głównie od ochrony inwestorów. A ochrona inwestorów to wynik odpowiednich regulacji i właściwego nadzoru.
"W tym celu przede wszystkim powinny być wyciągane wnioski z kryzysów na rynku, jak np. sprawa GetBacku. Po takim wydarzeniu musi powstać biała księga błędów i zaniechań, a także propozycje konkretnych zmian w prawie i w praktykach, żeby zredukować ryzyko. Konieczna jest również sprawna egzekucja tego prawa. IDM od dawna postuluje o powołanie wyspecjalizowanego sądu rynku kapitałowego" – wskazał Markiewicz.
Według prezesa, należy stworzyć specjalistyczne aplikacje sędziowskie i prokuratorskie. Niezbędne jest także w tym kontekście wprowadzenie dwuinstancyjności w procesie odwoławczym, może właśnie do nowego sądu. Dziś bowiem Komisja Nadzoru Finansowego rozpatruje odwołania od swoich wcześniejszych decyzji.
"Być może trzeba wprowadzić zasadę, że ktokolwiek sprzedaje produkt inwestycyjny klientom detalicznym, musi posiadać licencję. Dziś w USA, bez licencji nie można nawet rozmawiać z klientem detalicznym, a w razie złamania zasad, centralny rejestr to odnotowuje i nieuczciwa osoba może mieć okresowy albo dożywotni zakaz pracy w zawodzie" – podkreślił Markiewicz.
Według prezesa IDM, wieloletnie zaniedbania rynku kapitałowego przez decydentów i w konsekwencji pogarszająca się kondycja podmiotów działających na rynku, w tym domów maklerskich, to jeden z powodów, który mógł mieć wpływ na obecną sytuację. Słabość domów maklerskich przekłada się na słabość całego rynku kapitałowego.
"Od kilku lat branża maklerska na działalności podstawowej notuje straty, a pogarszająca się kondycja finansowa podmiotów ogranicza możliwości ich rozwoju. Konsekwencją tego jest mniejsze pokrycie analityczne, czyli mówiąc wprost, słabszy dostęp inwestorów do wiedzy o spółkach. Brak dbałości o krajową branżę maklerską widać choćby w otwarciu się giełdy kilka lat temu na zdalnych członków" - wskazał.
"Wzrost udziału zdalnych członków w obrotach na giełdzie odbywa się ze stratą dla krajowej branży maklerskiej, ale przede wszystkim ze stratą dla polskich średnich i małych firm, obsługiwanych prawie wyłącznie przez krajowe domy, pozbawionych rzetelnych analiz dotyczących ich spółek" – powiedział też Markiewicz.
Słaba kondycja branży maklerskiej jest także wynikiem nadmiernych kosztów regulacji. IDM od lat zwraca uwagę na tzw. goldplating, czyli przyjmowanie legislacji unijnej bez uwzględnienia realiów krajowego rynku. W efekcie branża jest przeregulowana, co nie poprawia bezpieczeństwa inwestorów a obniża konkurencyjność domów maklerskich, które zamiast koncentracji na biznesie, skupiają się jedynie na regulacjach.
Do zwiększenia zasobów rynku kapitałowego niezbędne jest wreszcie promowanie polityki inwestowania i stwarzania odpowiednich zachęt, w tym podatkowych. Tymczasem dziś podatek od bezpiecznej inwestycji np. lokaty bankowej jest identyczny, jak od tej bardziej ryzykownej w akcje czy obligacje.
"Należy znieść podatek od inwestycji kapitałowych na giełdzie, albo znacznie go ograniczyć, ustalając limit zysku bez podatku. W niektórych krajach jest to np. 100 tys. USD. Należy także umożliwić rozliczanie w kolejnych latach, np. przez trzy lata, strat z lat poprzednich. Natomiast z punktu widzenia przedsiębiorcy konieczne jest zdecydowane zmniejszenie kosztów wejścia na giełdę lub stworzenie zachęt podatkowych dla podmiotów na niej funkcjonujących" – wyjaśnił prezes Izby.
Na koniec Markiewicz podkreślił fundamentalne znaczenie pracowniczych planów kapitałowych (PPK), które powinny dać mocny zastrzyk finansowy dla rynku kapitałowego i polskich przedsiębiorców. Jednak bez silnej branży maklerskiej nie będzie sukcesu PPK, ponieważ to branża maklerska doradza inwestorom i emitentom i to ona może pomóc wykorzystać środki z PPK, aby wesprzeć rozwój przedsiębiorstw.
"Reasumując – strategia nie musi być obszernym dokumentem. Najważniejsza jest jej skuteczna realizacja, raportowanie, wyciąganie wniosków z ewentualnych kryzysów oraz bieżąca reakcja poprzez zmiany regulacji i prawa" – podsumował Markiewicz.
W połowie lutego br. zastępca dyrektora departamentu rozwoju rynku finansowego w Ministerstwie Finansów, Marcin Obroniecki informował, że projekt strategii rozwoju rynku kapitałowego (SRRK) zostanie przedstawiony Radzie Ministrów najpóźniej w ciągu 2-3 tygodni i że otrzymał on pozytywną opinię Centrum Analiz Strategicznych.
Obroniecki mówił, że w strategii przewidziano m.in. powołanie specjalnej grupy roboczej, która będzie dokonywała przeglądu regulacji, a także powołanie członka rządu ds. implementacji strategii.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 17.01.2019 (ISBnews) - Proponowane przez Ministerstwo Finansów uproszczenie i uporządkowanie systemu stawek VAT, którego jednym z elementów jest zróżnicowanie stawek podatku w zależności od zawartości owoców w napojach, nie będzie miało decydującego wpływu na zapotrzebowanie na owoce, uważa Wojciech Kędzia, dyrektor oddziału terenowego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) w Bydgoszczy.
"Jako bardzo niewiarygodną odebrałem przedstawioną przez Krajową Unię Producentów Soków prognozę spadku zapotrzebowania na surowce, w szczególności jabłka do produkcji soków, o 75% w związku z proponowanymi zmianami regulacji ustawowych" - powiedział Kędzia, cytowany w komunikacie przesłanym ISBnews.
"Jako porównywanie danych nieporównywalnych przedstawione w prezentacji KUPS-u odebrałem zestawienie z którego wynika 62-procentowy udział napojów i nektarów w rynku soków, napojów i nektarów, z którego to KUPS wnioskuje w swoich wywodach o ewentualnym tragicznym spadku zapotrzebowania na owoce do produkcji soków. Pamiętajmy, że w owym 62-procentowym wolumenie ilościowym blisko 80% masy stanowi woda oraz inne surowce i dodatki - w tym bardzo często niezdrowy syrop glukozowo-fruktozowy" - dodał Kędzia, były zastępca Głównego Inspektora Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
Polska należy do światowych liderów w produkcji koncentratu owocowego. Prognozowana przez Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ) produkcja soku zagęszczonego na sezon 2018/2019 może wynieść 425 tys. ton, w tym soku jabłkowego 370 tys. ton (z czego 350 tys. ton produkcja z surowca krajowego). W sezonie 2018/2019 prognozowany przez IERiGŻ eksport soków zagęszczonych wyniesie 415 tys. ton, co stanowić będzie 97,6% całej krajowej produkcji soków zagęszczonych. Eksport zagęszczonego soku jabłkowego może wynieść w tym okresie ok. 320 tys. ton, co stanowić będzie 86,5% całej krajowej produkcji tego rodzaju soku. 57% ogólnej podaży jabłek będzie przeznaczanych do produkcji zagęszczonego soku jabłkowego.
Zmiany w matrycy VAT nie będą mieć żadnego wpływu na eksport, gdyż ten jest objęty zerową stawką VAT.
Zdaniem Ministerstwa Finansów, dzięki uproszczeniom podatnicy będą mieli większą pewność co do stosowania przepisów podatkowych, co ograniczy liczbę sporów w zakresie stosowania właściwych stawek podatku VAT.
"Pracujemy nad zmianami matrycy stawek VAT. Celem jest uporządkowanie obecnej sytuacji, która powoduje kłopoty interpretacyjne oraz generuje absurdalne sytuacje związane z przyporządkowaniem poszczególnych towarów do właściwych stawek" - powiedział ISBnews wiceminister finansów Filip Świtała.
"Tworzymy nową matrycę, tak aby podatnikom łatwiej było klasyfikować swoje towary i usługi oraz opodatkowywać je w prawidłowej wysokości" - dodał.
W propozycjach resortu finansów jest wiele produktów, na które VAT zostaje obniżony, np. materiały higieniczne, zupy, buliony, książki czy czasopisma. Nowa matryca stawek VAT wejdzie w życie 1 stycznia 2020 r., jednak obniżenie stawek na e-booki i e- prasę nastąpi już w kwietniu tego roku.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 31.12.2018 (ISBnews) - Nowelizacja ustaw podatkowych zawierająca ulgę w podatku CIT i PIT na innowacje, czyli IP box wchodzi w życie 1 stycznia 2019 r. Obniżony został do 5% CIT i PIT dla tych podmiotów, które uzyskują przychody z komercjalizacji własności intelektualnej, poinformowała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz.
"IP box to kolejne rozwiązanie, które ma sprawić, że osiągniemy pułap innowacyjności założony w strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Czyli, nie tylko poziom wydatków na badania i rozwój, ale także na zwiększony poziom przychodów osiąganych z tytułu komercjalizacji własności intelektualnej. IP box opracowany wspólnie z Ministerstwem Finansów to rekordowo niski, 5-proc. podatek CIT i PIT dla tych, którzy uzyskują przychody z komercjalizacji własności intelektualnej" - powiedziała ISBnews i ISBnews.tv minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz.
Wyjaśniła jednocześnie, że niższy, 5-proc. podatek CIT i PIT będzie mogło płacić przedsiębiorstwo, które, inwestując w B+R, opracuje np. nową technologię, zastrzeże ją (czyli zdobędzie na nią tzw. kwalifikowane prawo własności intelektualnej), a następnie będzie uzyskiwać przychód z jego komercjalizacji. Może to być sprzedaż produktu, w którym zawarta jest owa kwalifikowana własność intelektualna lub udzielenie licencji.
"Cały pakiet, który przygotowaliśmy, czyli: pierwsza i druga ustawa o innowacyjności, które już teraz dają duże ulgi tym, którzy wydają pieniądze na badania i rozwój oraz IP box, tworzy kompletny ekosystem proinnowacyjny dla najbardziej zaawansowanych technologicznie przedsiębiorców" - powiedziała minister.
"Mamy nadzieję, że to rozwiązanie zachęci jeszcze bardziej nie tylko naszych rodzimych przedsiębiorców, tych którzy już są dzisiaj w Polsce, ale także inwestorów zagranicznych do tego, aby przyjeżdżać do Polski i tutaj lokować swoje inwestycje" - podkreśliła Emilewicz.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 05.12.2018 (ISBnews) - Jeżeli z pracowniczych planów kapitałowych (PPK) będzie korzystało 50% uprawnionych po 2-3 latach od wprowadzenia tego systemu, to będzie można mówić o sukcesie tego systemu, wynika z wypowiedzi minister finansów Teresy Czerwińskiej dla ISBnews.
"Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, która jest skierowana do 11,5 mln osób. System ma szansę powodzenia tylko wtedy, jeśli będzie powszechny, jeżeli ludzie będą chcieli w tym systemie oszczędzać. Wówczas PPK zbuduje bezpieczeństwo oraz stabilność i zapewni zastrzyk kapitałowy dla rynku giełdowego. System ten będzie budowany sukcesywnie. Uważam, że w ciągu 2-3 najbliższych lat w tym programie swoje oszczędności będzie gromadzić 50% uprawnionych do udziału w PPK. Szacowaliśmy, że docelowo będzie to ok. 75%. Uważam, że PPK będzie rozpowszechniał się stopniowo" - powiedziała Czerwińska w rozmowie z ISBnews.
"W OSR (ocena skutków regulacji) założyliśmy - docelowo - 75-procentową partycypację przy 11,5 mln uczestników, na poziomie podstawowym, czyli 1,5% z możliwością podniesienia do 4% ze strony pracownika, a ze strony pracodawcy 2% z możliwością zwiększenia do 4%. Do tego dochodzą dopłaty ze strony państwa– powitalna, w wysokości 250 zł i co roczna - 240 zł. Szacowaliśmy, że przy tych założeniach, co roku na rynek będzie wpływać 12-14 mld zł, choć z pewnością nie stanie się to w pierwszym roku istnienia tego programu. W takich programach uczestnictwo, z reguły, budowane jest stopniowo. Zakładam, że w ciągu 2-3 lat będziemy mieli uczestnictwo na poziomie 50%" - podkreśliła minister.
Jej zdaniem, dzięki temu budowane będą również inwestycje, bo właśnie one potrzebują silnej bazy kapitałowej.
"Patrząc obecnie na strukturę oszczędności Polaków, widzimy, że to przede wszystkim gotówka, lokaty bankowe. Jeżeli mówimy o bazie kapitałowej, to widać, że jest ona pod tym względem "ułomna", gdyż zadłużamy się na długie okresy, a oszczędzamy krótkoterminowo. Chcielibyśmy więc skorzystać z dźwigni przełożenia oszczędności na inwestycje. Jest to możliwe wtedy, gdy PPK będzie programem długoterminowym. Wówczas możliwe jest zasilanie środkami z PPK gospodarki, w efekcie obniżanie kosztu kapitału dla przedsiębiorstw. Do tego dochodzi strategia rozwoju rynku kapitałowego, nad którą pracujemy. Musimy zbudować stabilną bazę kapitałową pod inwestycje" - powiedziała Czerwińska.
Dodała, że rzeczywiście PPK stanowią pewien koszt dla przedsiębiorcy, ale ci sami przedsiębiorcy zyskują jednocześnie kapitał na rynku.
"Do rozwoju, inwestycji, przedsiębiorcy potrzebują solidnej bazy kapitałowej, my zaś taką właśnie bazę budujemy poprzez mechanizm oszczędności, które będą inwestowane. Stąd należy koszty związane z PPK rozpatrywać w szerszym makroekonomicznym kontekście. To jest program oczekiwany również przez przedsiębiorców, gdyż dzięki temu budujemy możliwości pozyskiwania kapitału na inwestycje" - podkreśliła minister.
"Z drugiej strony, z perspektywy rynku pracy, mówimy coraz częściej, że brakuje nam rąk do pracy, mamy bowiem na rynku pracy rekordowo niską stopę bezrobocia, a jej dalsze obniżanie wydaje się już trudne. Coraz silniejsza jest konkurencja o pracownika, nie postrzegamy jej tylko poprzez pryzmat kosztów. Przedsiębiorcy coraz częściej dostrzegają potrzebę nowych instrumentów konkurowania o pracownika, budujących więź pracownika z firmą. To jest trend widoczny na świecie, np. w krajach, gdzie funkcjonują współfinansowane przez pracodawców pracownicze plany kapitałowe, czy plany emerytalne" - powiedziała Czerwińska.
W opinii minister finansów, pracodawcy podczas prac konsultacyjnych nad ustawą o PPK wykazali się bardzo dużą świadomością, choć była obawa o stronę organizacyjną ze względu na skalę wdrażanego projektu.
"PPK to program wdrażany na dużą skalę i teraz zadaniem Polskiego Funduszu Rozwoju jest wdrożenie rozwiązań informatycznych i uruchomienie dedykowanego portalu internetowego, ważna tez jest pomoc przedsiębiorcom we wdrażaniu. W skali makroekonomicznej, to wbrew obawom, PPK jest bardzo potrzebnym gospodarce mechanizmem transformacji oszczędności, i nie będzie stanowić istotnego obciążenia dla przedsiębiorstw" - podsumowała minister.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 30.11.2018 (ISBnews) - Brak waloryzacji wynagrodzeń wykonawców inwestycji budowlanych jest problemem nie tylko firm z branży, ale także i zamawiających, którzy mogą nie zrealizować wszystkich zakładanych projektów. Dlatego decydującym argumentem za waloryzacją cen stał się interes publiczny, w którym leży ukończenie inwestycji, ocenili uczestnicy V edycji konferencji organizowanej przez Stowarzyszenie Inżynierów Doradców i Rzeczoznawców (SIDiR) oraz Sąd Arbitrażowy przy tym Stowarzyszeniu (SA SIDiR). Agencja ISBnews była partnerem medialnym wydarzenia.
"Problem waloryzacji wynagrodzeń wykonawców inwestycji budowlanych jest bez wątpienia palący, bowiem praktycznie wszyscy wykonawcy kontraktów budowlanych zawartych w ostatnich 2-3 latach istotnie odczuwają wzrost cen materiałów budowlanych, braki specjalistycznego sprzętu budowlanego czy też istotne braki siły roboczej skutkujące znaczącym wzrostem stawek robocizny. Wykonawcy, zagrożeni znaczącymi stratami, zaczynają odstępować od realizacji budów. Wyraźnie widać, że zagraża nam sytuacja, z jaką mieliśmy do czynienia w latach 2011 i 2012. Tamte doświadczenia, jak widać, niewiele nas, zarówno zamawiających jak i wykonawców nauczyły. Niezbędne wydaje się więc podjęcie jak najszybciej działań, które zapobiegną tak katastrofalnym skutkom zawirowań na rynku budowlanym jak w tamtych latach" - oceniło SIDiR po konferencji.
Według Stowarzyszenia, można być prawie pewnym, że z obecnymi problemami rynku budowlanego poradzą sobie zamawiający i wykonawcy inwestycji komercyjnych. Tam zapewne w większości wypadków strony dojdą łatwo do porozumienia dla dobra inwestycji. Inaczej sytuacja wygląda na rynku zamówień publicznych. Zamówienia publiczne obwarowane są bowiem licznymi ograniczeniami wynikającymi z prawa zamówień publicznych. Zamawiający publiczni zobowiązani są do przestrzegania ustawy o finansach publicznych, ich działania zdeterminowane są często obawami o dolegliwe skutki naruszeń dyscypliny finansów publicznych, podkreśla SIDiR. To dlatego na zamówieniach publicznych skoncentrowali się prelegenci i uczestnicy konferencji.
"Oczywistym wydaje się, że niezbędne jest wprowadzanie klauzul waloryzacyjnych w nowo zawieranych kontraktach budowlanych. Pojawiły się już kontrakty, w których klauzule waloryzacyjne są uwzględniane. Klauzule te opierają się jednak głównie o wskaźniki statystyczne publikowane przez GUS. Klauzule te są jednak powszechnie krytykowane przez wykonawców. Już teraz widać, że wskaźniki statystyczne GUS nie oddają w sposób właściwy ruchu cen na rynku usług budowlanych i nie nadążają za dynamiką zmian. SIDiR oczywiście promuje tu klauzulę 13.8 warunków kontraktowych FIDIC. Wydaje się, że klauzula ta, zaimplementowana odpowiednio do wymogów polskiego prawa, pozwoli w sposób właściwy waloryzować wartość kontraktów budowlanych. Rozwiązanie takie sprawdza się na przykład na realizowanych także w Polsce kontraktach współfinansowanych przez Bank Światowy" - podkreśla SIDiR.
Według niego, problemem są natomiast kontrakty zawarte w latach ubiegłych, w których klauzul waloryzacyjnych nie zawarto, a które toczą się obecnie i ewidentnie przynoszą ich wykonawcom straty.
"Pewnym rozwiązaniem wydaje się stosowanie klauzul 'rebus sic stantibus' zawartych w kodeksie cywilnym, to jest postanowień artykułów 3571 i 632 kc. Klauzule te pozwalają na choćby częściową waloryzację kontraktów budowlanych przez sąd. Na konferencji przywołano pozytywne dla wykonawców rozstrzygnięcia sądu w sporach z zamawiającym publicznym o waloryzację wynagrodzenia. Są to jednak 'pierwsze jaskółki nie czyniące jeszcze wiosny'. Trudno na podstawie tych pierwszych rozstrzygnięć wnioskować, że wszystkie, a przynajmniej większość tego typu spraw sądowych prowadzić będzie do waloryzacji wynagrodzeń. Trzeba pamiętać, że sądy każdą sprawę rozstrzygają indywidualnie. Trzeba również pamiętać, że w naszych sądach sprawy toczą się niejednokrotnie wiele lat, a co więcej tego rodzaju waloryzacja ma charakter jedynie częściowy, gdyż co do zasady,ryzyko utraty wartości pieniądza sąd rozdziela na obie strony umowy. Dla wielu wykonawców nawet pozytywne rozstrzygnięcia sądu mogą być znacznie spóźnione. Przy obecnej rentowności produkcji budowlanej firmy budowlane mogą 'nie dotrwać' do pozytywnego wyroku sądowego. Niezbędne są rozwiązania szybkie i skuteczne" - czytamy dalej.
Na szczęście ostatnie zmiany ustaw o finansach publicznych oraz o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych wprost wskazały na możliwość zawierania ugód w sprawach spornych z podmiotami publicznymi. Zważywszy, że brak waloryzacji wynagrodzenia za roboty budowlane oraz przeciągające się spory w tym zakresie mogą prowadzić do odstępowania wykonawców od realizacji kontraktów, co bezsprzecznie doprowadzi do znacznego wzrostu kosztów ukończenia robót, rozwiązania ugodowe są jak najbardziej właściwym kierunkiem działań.
Korzystnym dla stron kontraktów budowlanych rozwiązaniem, przyspieszającym znacząco rozstrzyganie sporów, może być kierowanie sporów do sądów arbitrażowych. W toku konferencji wskazywano, że jednym z sądów, który mógłby sprawnie rozstrzygać tego rodzaju spory, byłby Sąd Arbitrażowy SIDiR, tym bardziej, że specjalizuje się on w rozstrzyganiu sporów budowlanych.
Waloryzacja wynagrodzenia wprowadzana do zawartych wcześniej kontraktów budowlanych niezawierających klauzul waloryzacyjnych budzi oczywiście również wiele wątpliwości. Uczestnicy konferencji podnosili, że inni wykonawcy, którzy brali udział w przetargach być może złożyliby korzystniejsze (czyli tańsze) oferty, gdyby wiedzieli, że zaistnieje możliwość waloryzacji wynagrodzeń, że ci wykonawcy, którzy wobec braku klauzul waloryzacyjnych wliczyli w wartości swych ofert ryzyko wzrostu cen pozbawieni zostali możliwości uzyskania zamówienia, że waloryzacja cen może prowadzić do promowania "wykonawców - ryzykantów".
"Wydaje się jednak, że decydującym argumentem za waloryzacją cen winien być interes publiczny. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy lepiej dopłacić wykonawcy robót i dokończyć roboty, czy liczyć się z możliwością zerwania kontraktu, wynikającymi z tego znacznymi opóźnieniami w oddaniu inwestycji do użytkowania, bezsprzecznie większymi kosztami ukończenia robót przez nowego wykonawcę oraz niepewnym dla zamawiającego wynikiem ewentualnego sporu sądowego. Niewątpliwie brak waloryzacji nie jest już tylko problem wykonawców, ale także i zamawiających, którzy mogą nie zrealizować wszystkich zakładanych inwestycji" - oceniło SIDiR po konferencji.
Rozwiązania pozwalające na waloryzację kontraktów budowlanych są, niezbędny jest jednak właściwy klimat dla ich wykorzystania i trzeba je wprowadzać bardzo rozważnie, podsumowano.
Konferencja odbyła się w dniach 22 i 23 listopada w Warszawie br. pod hasłem "Waloryzacja i nadzwyczajna zmiana stosunków - spory o zmianę wynagrodzenia".
(ISBnews)
Warszawa, 23.11.2018 (ISBnews) - Ustawa o zarządzie sukcesyjnym, która daje jednoosobowym firmom szansę na rozwój w rękach kolejnego pokolenia, wchodzi w życie już w niedzielę, 25 listopada br., poinformowała minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz. Ustawa wprowadza rozwiązania, z których będą mogli skorzystać właściciele ponad 2 mln firm zarejestrowanych w CEIDG.
"25 listopada wchodzi w życie ustawa o zarządzie sukcesyjnym. To ustawa, która - dzięki powołaniu zarządcy sukcesyjnego - umożliwia przetrwanie firmy rodzinnej, której właściciel umiera. Nowe przepisy to recepta na problem, który nie był rozwiązany od 1989 roku" - powiedziała Emilewicz w rozmowie z ISBnews.tv.
"Zachęcam więc przedsiębiorców do powoływania zarządców, a następnie wpisywania ich online do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej" - powiedziała Emilewicz.
Dodała, że jednoosobowa działalność gospodarcza to najbardziej popularna forma prowadzenia działalności w Polsce.
"Tych firm mamy w Polsce ponad 2 mln, bo tyle jest ich zarejestrowanych w Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG), z czego 60% stanowią firmy rodzinne. Ponad 230 tys. osób z tej grupy ukończyło już 65 lat. W ich przypadku warto więc pomyśleć o sukcesji" - wskazała minister.
Chodzi o to, by firma nie "umierała" wraz ze śmiercią swojego właściciela, wyjaśniła.
"Do tej pory w takiej sytuacji wraz z odejściem właściciela traciły ważność umowy o pracę, kontrakty, zezwolenia, koncesje, czy numery NIP. To oznacza, że całość trzeba budować od nowa. Nierzadko mamy sytuację, w której właściciel nie ma naturalnych sukcesorów, bo dzieci albo nie chcą przejmować firmy, albo tych dzieci po prostu nie ma" - tłumaczy Emilewicz.
Według niej, dzięki nowym przepisom, jeśli zarządca sukcesyjny został ustanowiony, może on działać przez dwa lata po śmierci właściciela firmy. Dzięki temu, firma nadal może istnieć i prowadzić swoją działalność, a spadkobiercy mają czas na uporządkowanie spraw spadkowych i właścicielskich.
"Okres ten, w wyjątkowych przypadkach, może być wydłużony do lat 5. Mamy również w ustawie przewidziany wariant, tzw. awaryjny, w którym w ciągu 2 miesięcy od śmierci właściciela firmy, zarządcę sukcesyjnego mogą powołać jego spadkobiercy. W tym przypadku potrzebna jest już jednak wizyta u notariusza" - dodała minister.
"Naszym celem jest to, by firma nie umierała wraz ze śmiercią swojego właściciela, tylko mogła dalej rozwijać się w rękach kolejnego pokolenia. By zmiana pokoleniowa w przedsiębiorstwach przebiegała płynnie, co przysłuży się budowaniu polskich wielopokoleniowych firm rodzinnych, a to z kolei przełoży się na korzyść dla całej gospodarki, a więc ogółu społeczeństwa. Na Zachodzie funkcjonują firmy rodzinne, które mają po kilkaset lat; my - z powodów historycznych, ale też prawnych - nie mieliśmy na to szansy, teraz - właśnie dzięki ustawie o sukcesji - ona się pojawia" - podsumowała Emilewicz.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 26.09.2018 (ISBnews) - W projekcie ustawy o pracowniczych planach kapitałowych (PPK), obecnie procedowanej przez Sejm, jasno zawarto wytyczne co do polityki inwestycyjnej realizowanej przez instytucje finansowe oferujące PPK. Nadrzędną zasadą jest ochrona kapitału oszczędzających i lokowanie kapitału w aktywach o profilu ryzyka adekwatnym do wieku uczestników PPK, powiedziała Ewa Małyszko, prezes PFR TFI, w wywiadzie udzielonym ISBnews. Te reguły obowiązują również PFR TFI, które zgodnie z projektem ustawy o PPK będzie pełniło funkcję "instytucji wyznaczonej", podkreśliła.
Zgodnie z projektem ustawy o PPK, PFR TFI będzie pełniło rolę "wyznaczonej instytucji finansowej". Kluczowym zadaniem PFR TFI jako instytucji wyznaczonej będzie zagwarantowanie, zarówno pracodawcom, jak i pracownikom pełnego dostępu do oferty PPK.
"PFR TFI nie będzie mogło odmówić utworzenia programu dla danego przedsiębiorstwa. Wbrew różnym opiniom krytyków PPK trzeba podkreślić, że w projekcie ustawy o PPK PFR TFI nie ma pozycji uprzywilejowanej względem innych TFI, PTE lub zakładów ubezpieczeń. PFR TFI działa na zasadach rynkowych. To oznacza, że tak jak wszystkie inne podmioty mogące oferować PPK, PFR TFI będzie zobowiązane do utworzenia funduszy zdefiniowanej daty, czyli takich, które alokację aktywów dopasowują do wieku oszczędzających" - powiedziała Małyszko.
"W efekcie, portfele inwestycyjne konstruowane są w taki sposób, by zmniejszać ryzyko inwestycyjne wraz ze wzrostem wieku oszczędzającego - na początku więcej pieniędzy będzie inwestowane w akcje i instrumenty z nimi powiązane, by później udział tych papierów wartościowych w portfelu stopniowo się zmniejszał na rzecz bardziej bezpiecznych instrumentów, takich jak np. obligacje czy depozyty. Przepisy o PPK określają zarówno minimalny, jak i maksymalny udział poszczególnych rodzajów papierów wartościowych w portfelach funduszy oferowanych w ramach PPK" - podkreśliła prezes.
Wskazała też, że niezależnie od struktury właścicielskiej i przynależności do Grupy PFR, w przypadku PFR TFI nie ma również mowy o preferowaniu spółek w zależności od ich kapitału, czy to państwowego, czy to prywatnego.
"PFR TFI zawrze umowę o zarządzanie PPK z każdym pracodawcą, który nie dokona wyboru żadnej innej instytucji finansowej. Warto podkreślić, że działalność PFR TFI, podobnie jak każdej innej instytucji finansowej uprawnionej do oferowania PPK, jest działalnością regulowaną i prowadzoną za zgodą i pod nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego" - podsumowała Małyszko.
PFR Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych jest częścią Grupy Polskiego Funduszu Rozwoju. PFR TFI specjalizuje się w tworzeniu i zarządzaniu funduszami inwestycyjnymi zamkniętymi. Polityka inwestycyjna PFR TFI koncentruje się na aktywach alternatywnych, takich jak np. nieruchomości, projekty infrastrukturalne, private equity czy venture capital.
(ISBnews)