Warszawa, 30.10.2015 (ISBnews) - Obecna kondycja górnictwa jest najgorsza od 1989 roku, konieczna jest obecnie głęboka restrukturyzacja sektora, którą przeprowadzimy tak, aby spółki górnicze były w stanie konkurować na rynku po zakończeniu kryzysu, zapowiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości (PiS) zajmujący się branżą górniczą Grzegorz Tobiszowski w rozmowie z ISBnews.
"Obecna kondycja górnictwa jest najgorsza od 1989 roku. Potrzebne są rozwiązania systemowe i głęboka restrukturyzacja górnictwa. Natomiast żeby przeprowadzić skuteczną reformę górnictwa, musimy obiektywnie i rzetelnie ocenić kondycję każdej spółki - począwszy od oceny stanu złóż każdej kopalni i ich potencjału wydobywczego, poprzez ocenę organizacji pracy i wykorzystania środków, po ocenę efektywności pracowniczej. Restrukturyzacja powinna objąć nie tylko największą i najbardziej zagrożoną spółkę, czyli Kompanię Węglową. Program naprawczy musi przejść także Katowicki Holding Węglowy, a nawet Jastrzębska Spółka Węglowa. Od tego będzie zależała rentowność tych spółek, a co za tym idzie - ich przyszłość" - powiedział Tobiszowski w rozmowie z ISBnews.
"Naszym celem jest nie tylko wyprowadzenie sektora górniczego z kryzysu, ale przygotowanie go na funkcjonowanie w lepszych warunkach rynkowych tak, aby był konkurencyjny. Usprawnienie zarządzania spółkami węglowymi to także otwarty dialog ze stroną społeczną, która musi wiedzieć dokąd zmierza właściciel i jakie ma cele" - dodał poseł.
Podkreślił, że głównym problemem górnictwa na przestrzeni ostatnich lat był brak właściwego nadzoru właścicielskiego i odpowiedzialnych decyzji po stronie resortu skarbu. Tymczasem - kontynuował - polityka rządu oraz polityka spółek o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa energetycznego i gospodarki, powinna być spójna i powinna realizować wspólne cele.
"W praktyce, jak pokazały ostatnie lata, polityka państwa wobec sektora górniczego bazowała na rozwiązaniach doraźnych i mało efektywnych. Nie było też perspektywicznego zarządzania. Kiedy polskie górnictwo było w dobrej kondycji, sygnalizowaliśmy, że należy przygotować się na okres, kiedy koniunktura będzie słabsza" - ocenił poseł.
Według niego, już wtedy trzeba było przeprowadzić gruntowną reformę górnictwa, jednak - jak podkreślił - zabrakło racjonalnej polityki zarządcy na rynku wewnętrznym.
"Sprzedaż taniego węgla przez Kompanię Węglową wywołała spadek cen węgla na rynku, co spowodowało straty innych spółek górniczych m.in. Katowickiego Holdingu Węglowego. Późniejszy spadek cen surowców na światowych rynkach, zwiększający się import węgla oraz zwiększające się koszty wydobycia, doprowadziły do diametralnego pogorszenia sytuacji sektora. Wprawdzie wprowadzano liczne programy naprawcze, ale nie uwzględniały one prawdziwych przyczyn kryzysu. Ponownie były to zaledwie działania doraźne, które w praktyce paradoksalnie pogłębiały zadłużenie spółek górniczych" - tłumaczy ekspert PiS ds górnictwa.
(ISBnews)
Warszawa, 25.10.2015 (ISBnews) - Prawo i Sprawiedliwość (PiS) zamierza złożyć "bardzo głęboką" autopoprawkę do projektu przyszłorocznego budżetu, liczy też na wprowadzenie od 2016 r. podatku bankowego, liczonego w wysokości 0,39% od aktywów, zapowiedział poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk w rozmowie z ISBnews.
"Będziemy chcieli złożyć bardzo głęboką autopoprawkę do budżetu, ale najpierw chcielibyśmy zobaczyć, co zastaniemy" - powiedział ISBnews Kuźmiuk w sztabie wyborczym PiS.
"Będziemy dążyli do tego, żeby od przyszłego roku funkcjonował już podatek bankowy 0,39% od aktywów" - dodał poseł.
Kuźmiuk zapowiedział też, że PiS będzie chciało rozmawiać z bankiem centralnym na temat "Programu banku centralnego", który ma przynieść ok. 350 mld zł w okresie co najmniej 7 lat. Według niego, byłby to program podobny do realizowanych np. w Wielkiej Brytanii czy na Węgrzech.
"Może być taka sytuacja, że obecna RPP uzna, że nie ma takiej potrzeby, ale według mnie dostęp do kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw jest ograniczony i będziemy chcieli to zmienić" - wskazał poseł PiS.
Według sondażu przy lokalach wyborczych (exit polls), przeprowadzonego przez TNS OBOP na zlecenie TVP, TVN24 i Polsatu, w wyborach parlamentarnych PiS uzyskało pierwsze miejsce z 39,1% poparcia, natomiast Platforma Obywatelska (PO) znalazła się na drugim miejscu z 23,4%. Według przeprowadzonych przez telewizje symulacji, wyniki te oznaczałyby, że PiS uzyskałoby 242 miejsc w 460-osobowym Sejmie, zaś PO miałaby 133 posłów.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 11.09.2015 (ISBnews) - Sieć sklepów abc - należąca do grupy Eurocash - planuje powiększyć się do końca 2015 roku jeszcze o 200-300 sklepów i tym samym zrealizować zakładane plany rozwojowe, poinformował w rozmowie z serwisem ISBhandel rzecznik prasowy Grupy Eurocash Jan Domański.
"Na koniec pierwszego kwartału do sieci abc należało 7 001 placówek. Pierwsze półrocze zamknęliśmy liczbą 7 206, a w chwili obecnej pod szyldem abc działa ich 7 282. Warto podkreślić, że drugi kwartał w rozwoju sieci jest zawsze słabszy, zatem realny pozostaje do zrealizowania zakładany plan 500-600 przystąpień do sieci abc w roku 2015" - powiedział Domański w rozmowie z ISBhandel.
abc to jedna z najprężniej rozwijających się sieci na rynku. Średnio rocznie przystępowało do niej 300-500 nowych sklepów, 2014 był pod tym względem rekordowy - sieć zyskała 860 nowych punktów.
Grupa Eurocash to jedna z największych polskich grup zajmująca się hurtową i detaliczną dystrybucją produktów żywnościowych, chemii gospodarczej, alkoholu i wyrobów tytoniowych (FMCG).
Na koniec I półrocza 2015 roku do grupy Eurocash należało: 172 hurtowni Eurocash Cash&Carry, 7 206 sklepów zrzeszonych pod marką abc, 1 022 sklepów zrzeszonych pod marką Delikatesy Centrum oraz 4 400 sklepów zorganizowanych przez spółki zależne od grupy Eurocash: Lewiatan, Groszek, Euro Sklep, PSD (Partnerski Serwis Detaliczny).
(ISBnews)
Warszawa, 20.08.2015 (ISBnews) – Na podstawie dostępnych dziś informacji na temat ewentualnego wprowadzenia podatku od sieci handlowych przez Prawo i Sprawiedliwość (PiS) po wygraniu jesiennych wyborów, dla polskiego handlu rysuje się przerażający obraz, powiedział podczas XV Debaty Eksperckiej ISBnews i ISBhandel dyrektor generalny Intermarche, Daniel Prałat. Według niego pracujące już teraz na bardzo niskiej rentowności sieci przerzucą koszty na konsumentów, dostawców oraz cały łańcuch firm współpracujących z nimi.
„Nie znamy jeszcze wszystkich postanowień, jakie będą zawarte w ew. przepisach które pojawią się po wyborach i które będą dotyczyły wprowadzania podatku od sieci handlowych. Mając jednak informacje, które płyną do nas dzisiaj ze świata polityki na temat detali tych rozwiązań, rysuje się obraz, który nas na pewno bardzo przeraża" - powiedział w rozmowie z ISBnews.tv Prałat.
Według niego perspektywa opodatkowania sieci sklepów spożywczych przeraża, ponieważ przede wszystkim narusza panujący porządek podatkowy, a więc bezpieczeństwo w zakresie planowania przyszłych inwestycji. Z drugiej strony sieci nie będą w stanie same podołać wyższym podatkom, więc przełożą je na konsumentów.
„W tej chwili sieci handlowe w Polsce, wbrew powszechnie panującym opiniom nie są w najlepszej kondycji, większość boryka się z dużymi problemami związanymi z zachowaniem rentowności. Na pewno trzeba zdawać sobie sprawę, że w ostatnim roku mamy cały czas do czynienia z deflacją na produktach spożywczych, co też znacząco negatywnie przekłada się na obroty sieci" - podkreślił dyrektor generalny Intermarche.
„W tym momencie obciążanie nas jako sieci dodatkowym podatkiem może tę rentowność nie tyle zabić, co sprawić, że wpadniemy w spiralę negatywnych wyników. Żeby temu zapobiec sieci nie będą miały innego wyjścia, tylko podnieść ceny. Tak naprawdę za dość populistyczne zabawy polityków przed wyborami przyjedzie zapłacić konsumentom" - podkreślił Prałat.
Dyrektor zaznaczył, że w konsekwencji pojawią się także negatywne efekty odczuwalne w dłuższej perspektywie, które dotykać będą nie tylko sieci i konsumentów, ale również dostawców. Optymalizując bowiem sposób funkcjonowania spółka zostanie zmuszona zadbać o to, by nie przynosić strat. Niezbędne będzie poszukanie z dostawcami takich rozwiązań, które pozwolą utrzymać rentowność, ale jednocześnie nie przełożą całości ciężaru podatkowego na konsumentów.
„Te wszystkie działania sprawią na pewno, że nastąpią redukcje zatrudnienia, zarówno po stronie sieci, jak i po stronie dostawców. Natomiast jeśli to wpłynie negatywnie na nasze obroty, będzie w kolejnym kroku miało oddźwięk w logistyce. Tak więc kolejne pokaźne ogniwo w łańcuchu dostaw może zostać zainfekowane wprowadzeniem nowego podatku" - podsumował Prałat.
W XV Debacie Eksperckiej ISBnews oraz ISBhandel.pl udział wzięli przedstawiciele różnych środowisk handlowych: Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji oraz Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny POHiD; Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu; Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, a także przedstawiciele sieci handlowych: Daniel Prałat, dyrektor generalny Intermarche i Krzysztof Szponder, wiceprezes Kaufland.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 24.07.2015 (ISBnews) - Jeśli podatek bankowy zostanie wcielony w życie w postaci 0,39% od aktywów banków, to ich zdolność do finansowania przedsiębiorstw w nowej perspektywie unijnej będzie bardzo ograniczona. A kwota, którą banki chciałyby przeznaczyć na kredytowanie projektów do 2020 roku sięga 60-70 mld euro, uważają eksperci.
W nowej perspektywie na lata 2015-2020 na badania i rozwój oraz inwestycje dla przedsiębiorców zarezerwowana jest kwota 16,6 mld euro (ok. 70 mld zł).
"Jeśli podatek wejdzie w życie, bankom nie będzie zależało na tym, by ich aktywa mocno rosły. To może oznaczać, że akcja kredytowa dla firm będzie mocno ograniczona. Najprostszą korelacją pomiędzy środkami z UE a bankowymi jest kredyt na innowacje technologiczne - dawniej tzw. kredyt technologiczny. On nie istnieje bez komercyjnych kredytów bankowych" - powiedziała w rozmowie z ISBnews prezes Expalno Polska - spółki specjalizującej się w pozyskiwaniu i rozliczaniu dotacji unijnych - Agnieszka Dobrzyńska.
Dodała, że aby ta dotacja została skonsumowana - a mowa jest o kwocie 422 mln euro (ok. 1,6 mld zł) - banki musiałyby uruchomić łącznie od 2 do 4 mld zł kredytowania do 2020 roku. Może okazać się to zbyt trudne, biorąc pod uwagę również zbliżającą się perspektywę przewalutowania kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich.
W budżecie krajowym do 2020 r. na dotacje w ramach kredytu na innowacje technologiczne zostało przeznaczone 1,6 mld euro. Oprócz tego w nowej perspektywie będą dostępne także środki zwrotne w wysokości ok. 1 mld euro, które jednakże będą wymagały poręczeń i gwarancji ze strony banków. Z tych środków będą finansowane inwestycje odtworzeniowe, które są obarczone mniejszym ryzykiem.
"W nowej perspektywie pieniędzy jest więcej, są ukierunkowane na badania, a po zrealizowaniu projektów badawczych na finansowanie inwestycji, w których następuje wdrożenia wyników tych badań. Założenie jest takie, aby innowacje, które narodzą się w Polsce były finansowane na rodzimym rynku i tu też realizowane. To jest budowanie innowacyjnej gospodarki, co do tej pory nie wychodziło Polsce najlepiej" - powiedziała Dobrzyńska.
Podkreśliła, że przedsiębiorcy są bardzo wygłodniali tych środków, bo od dawna nie było naborów, a w poprzedniej perspektywie - czyli do 2013 r. - nabory były w każdym roku.
"Budżet instrumentu 'Badania na rynek' to jest 1,6 mld euro (ok. 5 mld zł). W ostatnim naborze do działania 4.4. -poprzednika programu na inwestycje innowacyjne wniosków było złożonych na kwotę ok. 5 mld zł. Jeżeli będą to dobre projekty, można dać wszystkim te środki i takie są zakusy. To by oznaczało, że te pieniądze 'rozejdą się' bardzo szybko, w pierwszych dwóch latach. W naszej ocenie, to może być już ten rok" - powiedziała prezes Explano.
Dobrzyńska zaznaczyła, że w tym momencie sięganie po dotacje unijne bardzo przypomina pozyskiwanie kapitału z funduszy private equity, ponieważ jednym z etapów oceny projektu jest panel ekspertów, do którego często zapraszani są inwestorzy z funduszy i z rynku kapitałowego, którzy oceniają ten projekt.
"W nowej perspektywie nie ma prawie instrumentów, gdzie nie ma panelu ekspertów i etapu przedstawienia projektu przed grupą ekspercką, którzy też oceniają człowieka, czy jest w stanie jako menadżer poprowadzić ten projekt " - podkreśliła.
"Gdy zostaną rozdysponowane fundusze unijne, na ich miejsce wejdą private equity. Rosnący jest także rynek venture capital. Te fundusze bardzo chętnie będą pozyskiwać firmy, które sięgały w przeszłości po dotacje unijne. Na pewno oferta będzie szersza" - podkreśliła.
Polskie banki do końca 2013 r. zaangażowały ponad 40 mld zł kredytu w projekty współfinansowane ze środków UE.
"Pozwoliło to zrealizować prawie 90 tys. projektów i inwestycji o wartości ponad 140 mld zł, w tym około 8 mld zł w ramach tzw. instrumentów inżynierii finansowej. Oznacza to tysiące miejsc pracy, związanych z powstaniem nowych lub rozwojem już funkcjonujących podmiotów gospodarczych. Łącznie nasze banki w okresie 2007-2013 wzięły udział w ponad 20 programach finansowanych z udziałem środków UE" - powiedział ISBnews dyrektor w Związku Banków Polskich Arkadiusz Lewicki.
Podkreślił, że w nowej (2014-2020) perspektywie finansowej w programach publicznych (unijnych i krajowych) dostępne będzie dla polskiego podatnika łącznie ponad 120 mld euro. Teoretycznie oznacza to, że polscy beneficjenci powinni wygenerować drugie tyle, aby móc skutecznie sięgnąć po to wsparcie i tu ujawnia się absolutne zapotrzebowanie na usługi banków.
Jak poinformował ISBnews prezes ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz, sektor bankowy powinien zmobilizować ok. 60-70 mld euro kredytowania projektów w całej perspektywie do 2020 r.
Agnieszka Morawiecka
(ISBnews)
Warszawa, 17.07.2015 (ISBnews) - Nawet, gdyby PKP Energetyka trafiła w ręce polskiego inwestora branżowego, a nie inwestora finansowego, to nie można wykluczyć, że w przyszłości - ze względu na duże potrzeby inwestycyjne - ostatecznie wspólnie trafiłyby w ręce inwestorów spoza branży. Dlatego najistotniejsze jest, by w tym przypadku - jak i każdym podobnym - stosować odpowiednie przepisy i procedury, a jeśli ich brak - wymuszać je na prawodawcach, uważa prof. Politechniki Warszawskiej Krzysztof Żmijewski.
"To, że teraz kupi PKP Energetyka któraś z polskich spółek będzie - załóżmy - dobrym rozwiązaniem. A co stanie się w sytuacji, gdy w przyszłości zostałyby one sprzedane kolejnemu inwestorowi? Taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny w obliczu braku środków na inwestycje. Zgodnie z polskim i międzynarodowym prawem, każdy może być właścicielem PKP Energetyka" - powiedział prof. Żmijewski w rozmowie z ISBnews.
Podkreślił, że każdy powinien być "poddany takiemu samemu prawu, procedurze i regulacji", ponieważ tylko taka równość naprawdę zapewni porządek i bezpieczeństwo w państwie.
"Jeśli są dostrzegane słabe miejsca, to należy je naprawiać poprzez nowelizacje, czy to rozporządzeń czy nawet ustawy - choćby w zakresie wprowadzenia komisarycznego zarządu w sytuacji kryzysowej (np. wypowiedzenia nam wojny przez macierzyste państwo właściciela infrastruktury). Ostoją porządku w państwie są prawo i procedura wymuszające zdrowy rozsądek i propaństwowe myślenie polityków i urzędników" - wskazał profesor.
Zaznaczył przy tym, że polskie koleje czekają inwestycje związane chociażby z dostosowaniem sieci do kolei wysokich prędkości.
"Jeżeli wiemy, że PKP Energetyka musi uzupełnić tę część swojej infrastruktury, to należy zobowiązać inwestora do zrealizowania wymaganych inwestycji. Proszę pamiętać, że potencjalny inwestor PKP Energetyka pochodzi z amerykańskiej jurysdykcji, gdzie sektor energetyczny jest prywatny, a jego regulacja jest w gestii państwa. Ten model się sprawdza i do niego ten fundusz jest przyzwyczajony" - stwierdził były prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE).
Przypomniał, że chociażby angielska elektrownia jądrowa należy do Francuzów, a niemiecka sieć 50-Hertz należy do Holendrów.
"Na poziomie regulacji mamy wachlarz instrumentów do zapewnienia stabilności funkcjonowania systemu. Kwestią fundamentalną nie jest własność lecz regulacja tzn. prawo" - podsumował prof. Żmijewski.
PKP SA poinformowały w ubiegłym tygodniu, że udzieliły wyłączności do dalszego prowadzenia negocjacji w procesie prywatyzacji PKP Energetyka funduszowi CVC. Negocjacje rozpoczną się w najbliższych dniach i zostaną w całości przeprowadzone przed końcem wakacji. Cała transakcja zostanie sfinalizowana w III kw. br.
Sebastian Gawłowski
(ISBnews)
Warszawa, 08.07.2015 (ISBnews) - Nowe Prawo zamówień publicznych jest tekstem w znaczącej części przepisanym wprost z dyrektyw unijnych i sprawia wrażenie napisanego "na kolanie", uważa mecenas Sebastian Pietrzyk z Kancelarii Pietrzyk, Wójtowicz, Dubicki. W jego ocenie, konieczne jest wprowadzenie lepszych praktyk oraz większy nacisk na sensowność projektu, a nie tylko trzymanie się sztywno litery ustawy.
"Nowe prawo zamówień publicznych to regulacja, która w dużej części jest tekstem przepisanym wprost z dyrektyw unijnych. To nie jest dobry sposób na procedowanie i legislację" - powiedział ISBnews.tv Pietrzyk podczas podczas XIV Debaty Eksperckiej ISBnews.
W jego ocenie, cały proces został rozpoczęty za późno, a fakt, że w dopiero kwietniu otrzymujemy nową regulację, która zawiera prawie dwukrotnie więcej przepisów i to często niespójnych, nie prowadzi do niczego dobrego.
"Tak kolokwialnie trochę wydaje się, że to ustawa napisana 'na kolanie'. Wolałbym jednak, aby ta ustawa została napisana w trochę inny sposób. Na pewno w tym kształcie wymaga dalszej dyskusji, większej liczby debat i zastanowienia się, które regulacje powinny być tam opisane, które nie i w jaki sposób" - dodał Pietrzyk.
Według niego, wszyscy uczestnicy rynku oczekują przede wszystkim lepszych praktyk, korekty istniejących przyzwyczajeń. Przede wszystkim - zwrócenia uwagi na sens danej inwestycji, a nie tylko sztywne trzymanie się procedur w procesie wyboru oferty.
"Wiele osób, nawet także przedstawiciele Urzędu Zamówień Publicznych twierdzi, że ustawa ma charakter proceduralny, chce prowadzić krok po kroku do wyboru pewnej oferty. Tymczasem sens wydatkowania środków publicznych czy istota realizacji projektu, potrzeba i korzyści wynikające z realizacji projektu pozostają na marginesie" - wskazał Pietrzyk.
Ekspert podkreśla, że sektor prywatny, czy też komercyjny jest przyzwyczajony do trochę innego sposobu ofertowania. Postuluje przede wszystkim większą dyskusję, większe zrozumienie, otwartość i uczciwość pomiędzy dwoma stronami tego procesu inwestycyjnego.
(ISBnews)
Warszawa, 07.07.2015 (ISBnews) – Złożenie przez PMPG wniosku do premier Ewy Kopacz o wyznaczenie bezstronnego organu odwoławczego w sprawie kary na 500 tys. zł nałożonej na spółkę oraz zarzuty w stosunku do Ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym to "próba zrzucenia odpowiedzialności za własne postępowanie na KNF, np. jako usprawiedliwienie się przed akcjonariuszami i kontrahentami", wynika z oświadczenia przesłanego ISBnews przez Komisję Nadzoru Finansowego (KNF). Według Komisji spółka giełdowa ma prawny obowiązek publikować rzetelne sprawozdania finansowe i inne istotne informacje, żeby inwestorzy i analitycy mogli prawidłowo ocenić jej sytuację finansową, perspektywy i ryzyko.
"Trudno spodziewać się po podmiocie ukaranym przez KNF za naruszenie przepisów, że będzie się z tego cieszyć. Nie każdy potrafi się przyznać do błędów i wyciągnąć z nich wnioski, kusząca może się wydawać próba zrzucenia odpowiedzialności za własne postępowanie na KNF, np. jako usprawiedliwienie się przed akcjonariuszami i kontrahentami. Prezes PMPG nie jest w takim podejściu pierwszy i na pewno nie będzie ostatni" - czytamy w oświadczeniu Komisji.
W 2014 r. KNF nałożyła na spółkę M.Lisieckiego karę 0,5 mln zł za naruszenie obowiązków informacyjnych spółki giełdowej. Sprawozdania finansowe spółki za lata 2009 i 2010 zostały sporządzone z naruszeniem międzynarodowych standardów rachunkowości. PMPG pokazał około 3 mln zł straty za 2009 r., a powinien wykazać około 18 mln zł straty. W raportach trzykrotnie nie uwzględniono spółki zależnej. To spowodowało, że w sprawozdaniu finansowym wydawcy "Wprost" wyniki były zawyżone. W ocenie KNF, taki sposób raportowania podważa zaufanie do całego rynku kapitałowego, a w szczególności do spółek giełdowych, więc musi się spotykać z odpowiednią reakcją nadzoru. Ani decyzja KNF o nałożeniu kary, ani jej wysokość nie były wyjątkowe. Spółka M.Lisieckiego dostała już w 2010 r. karę KNF w wysokości 100 tys. zł za nierzetelne sporządzenie jednego z raportów bieżących, a skargi spółki zostały odrzucone zarówno przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (WSA), jak i Naczelny Sąd Administracyjny (NSA), przypomina KNF.
"Tryb odwoływania się od decyzji KNF również nie pojawia się w debacie publicznej po raz pierwszy. W KNF obowiązuje dwuinstancyjność, tj. strona niezadowolona z decyzji może wystąpić do KNF z wnioskiem o ponowne rozpatrzenie sprawy. Jest to dodatkowe uprawnienie strony, a o tym, że tak wcale być nie musi świadczy przykład decyzji Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), w przypadku których nie ma dwuinstancyjności. W UKNF postępowania administracyjne w drugiej instancji są prowadzone przez inne zespoły pracowników urzędu, co zapewnia świeże spojrzenie na materiał dowodowy i uwzględnienie wszystkich, w tym również nowych, okoliczności sprawy. Rozstrzygnięcia KNF są poddane weryfikacji sądów administracyjnych, a częstymi gośćmi w nadzorze finansowym są kontrolerzy NIK. Z istoty wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy wynika natomiast, że decyzja jest podejmowana przez ten sam organ administracji w tym samym składzie" - czytamy dalej w oświadczeniu.
Komisja przypomina, że zgodnie z ustawą, w skład KNF wchodzi 7 członków, a kworum niezbędne do podjęcia decyzji przez Komisję to 4 członków.
"Nie jest więc matematycznie możliwe wyodrębnienie z 7-osobowej Komisji dwóch 4-osobowych składów. Na marginesie, zarzuty M.Lisieckiego do ustawy o nadzorze nad rynkiem finansowym z 2006 r. są faktycznie pretensjami pod adresem ówczesnej koalicji rządzącej, która przeprowadziła przez parlament ustawę o KNF" - czytamy także.
Według KNF oskarżenia M. Lisieckiego dotyczące rzekomego nadużycia przez KNF uprawnień oraz wadliwych decyzji w sprawie Abris Capital Partners "to z kolei czysta insynuacja". Decyzje KNF w sprawie Abrisu wynikają wprost z przepisów prawa bankowego i unijnej dyrektywy. W postępowaniu administracyjnym stwierdzono niewypełnianie przez Abris jako większościowego akcjonariusza banku zobowiązań inwestorskich złożonych wobec KNF. Nie jest to sprawa błaha, bo m.in. od realizacji i egzekwowania tego rodzaju zobowiązań zależy bezpieczeństwo polskiego systemu bankowego, podsumowała Komisja.
Prezes PMPG Polskie Media Michał Lisiecki powiedział wczoraj ISBnews, że jego zdaniem ustawa o nadzorze nad rynkiem finansowym stanowi naruszenie fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawnego, dwuinstancyjności postępowania administracyjnego czy bezstronności. Poinformował także, że spółka wniosła do premier Ewy Kopacz wniosek o wyznaczenie organu administracji publicznej do przeprowadzenia postępowania odwoławczego od decyzji Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) i zapowiada inicjatywę na rzecz zmiany ustawy o nadzorze.
Lisiecki mówił m.in., że "nadzór z ustawy jest odpowiedzialny za kontrolę, ale i jednocześnie za rozwój rynku. Brak rzeczywistej możliwości odwołania się od orzeczenia KNF sprawia, że Komisji bliżej do sądu kapturowego niż instytucji sprawiedliwej i wyważonej".
W związku z wątpliwościami spółka złożyła wniosek do premier Ewy Kopacz o wyznaczenie bezstronnego organu odwoławczego. Sprawa dotyczy decyzji KNF, która w lipcu 2014 r., tuż po wybuchu afery taśmowej, nieoczekiwanie zakończyła trwające przez 3 lata postępowanie i nałożyła na wydawcę "Wprost" karę w wysokości 500 tys. zł.
Wśród zarzutów Lisieckiego znalazła się też uwaga, że "uprawnienia nadzoru mogą być nadużywane, jak m.in. w sprawie Abris Capital, który obecnie żąda 2 mld zł odszkodowania od Skarbu Państwa, czyli de facto od podatników, za wadliwe decyzje urzędników".
PMPG Polskie Media jest grupą kapitałową funkcjonującą w szeroko pojętym obszarze mediów i komunikacji marketingowej. Jest m.in. wydawcą tygodników "Wprost" i "Do Rzeczy" oraz miesięcznika "Historia do Rzeczy", a także serwisów internetowych.
(ISBnews)
Warszawa, 06.07.2015 (ISBnews) - Do kwietnia 2016 r. Polska musi zmienić ustawę o prawie zamówień publicznych zgodnie z wymogami Unii Europejskiej. Jednak nawet najlepsze prawo nie zastąpi zdrowego rozsądku urzędników, poinformował ISBnews szef biura Impresa Pizzarotti w Polsce Krzysztof Wardawy.
"Zmiany w prawie zamówień publicznych są konieczne, ale najważniejszą kwestią dalej pozostanie mentalność urzędnicza. Dopiero październikowa nowelizacja wprowadziła pojęcie rażąco niskiej ceny, ale przecież decydenci zawsze mogli z jej powodu odrzucić podejrzaną ofertę. Przecież w inwestycjach publicznych najważniejsze jest zaspokojenie potrzeb obywateli, a nie wykonanie planu budżetowego" - powiedział Wardawy w rozmowie z ISBnews.
Dyrektor przypomina, że w np. w kwestii odcinka południowej obwodnicy Warszawy, postępowanie przetargowe rozpoczęło się jeszcze przed nowelizacją, gdy nie obowiązywały nowe zapisy o rażąco niskiej cenie. W przetargu zwyciężył projekt, który miałby zostać zrealizowany za 55% ceny.
"Niskie koszty wydają się niemożliwe, ale nie możemy w pełni zweryfikować zwycięskiej oferty ze względu na utajnienie danych postępowania. Bez dostępu do dokumentacji zwycięskiego projektu, nawet po zakończeniu przetargu nie możemy z pewnością ocenić zwycięskiej oferty" - wyjaśnił Wardawy.
W jego ocenie, w tym kontekście proponowane i narzucone przez dyrektywy europejskie zmiany w prawie zamówień publicznych mogą być niekorzystne. Bardziej dojrzałe państwa, z silniejszym społeczeństwem obywatelskimi mogą sobie pozwolić na pełne utajnienie przetargów. Natomiast w polskich warunkach rozwiązanie to jest niekorzystne, podkreśla.
"Polacy nie ufają urzędnikom, którzy dysponują ich pieniędzmi. Często nie sposób się im dziwić – w przeszłości często wybierano oferty właśnie z rażąco niską ceną, a po latach wszyscy dopłacaliśmy za poprawki. Niestety wspomniany brak racjonalnych decyzji GDDKiA czy innych decydentów, zbudował w Polsce klimat nieufności, na który lekarstwem może być jedynie większa jawność zamówień publicznych. Niestety w tym kontekście nadchodzące zmiany pogarszają sprawę i nie biorą pod uwagę specyfiki krajowej" - wskazał.
Według niego jedynym rozwiązaniem na przyszłość wydaje się edukacja administracji i decydentów zamówień publicznych oraz zmiana ich nastawienia skupionego na realizacji swojego budżetu, a nie potrzeb społeczeństwa.
(ISBnews)
Warszawa, 06.07.2015 (ISBnews) - Ustawa o nadzorze nad rynkiem finansowym stanowi naruszenie fundamentalnych zasad demokratycznego państwa prawnego, dwuinstancyjności postępowania administracyjnego czy bezstronności, powiedział ISBnews prezes PMPG Polskie Media, Michał Lisiecki. Spółka wniosła do premier Ewy Kopacz wniosek o wyznaczenie organu administracji publicznej do przeprowadzenia postępowania odwoławczego od decyzji Komisji Nadzorru Finansowego (KNF) i zapowiada inicjatywę na rzecz zmiany ustawy o nadzorze.
"Nadzór z ustawy jest odpowiedzialny za kontrolę, ale i jednocześnie za rozwój rynku. Brak rzeczywistej możliwości odwołania się od orzeczenia KNF sprawia, że Komisji bliżej do sądu kapturowego niż instytucji sprawiedliwej i wyważonej" – napisał Lisiecki w oświadczeniu przesłanym ISBnews.
W jego ocenie od nadzoru można a nawet trzeba oczekiwać właściwego wykonywania swoich obowiązków w zakresie rozwoju rynku kapitałowego i nieprzekraczania uprawnień.
"W tym aspekcie mamy do czynienia z zależnością dwustronną. Firmy nadzorowane również powinny mieć prawo oceniać działanie nadzoru, który obecnie pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą" – podkreślił Lisiecki.
Zgodnie z ustawą, jedynym organem odwoławczym w przypadku kar nakładanych przez KNF jest sam KNF. O prawidłowości decyzji orzeka nie tylko ten sam organ, ale de facto również osoby, które podpisały się pod decyzją. W sytuacji, w której bezstronność organu budzi uzasadnioną wątpliwość, powinien być on wyłączony z toczącego się postępowania.
"Nadzorca nie może być pozbawiony kontroli. Nadzór powinien podlegać audytowi, a Najwyższa Izba Kontroli powinna mieć możliwość skutecznego wykonywania swoich uprawnień kontrolnych w tym zakresie. W przeciwnym razie uprawnienia nadzoru mogą być nadużywane, jak m.in. w sprawie Abris Capital, który obecnie żąda 2 mld zł odszkodowania od Skarbu Państwa, czyli de facto od podatników, za wadliwe decyzje urzędników" - wskazał wydawca "Wprost".
W związku z powyższymi wątpliwościami spółka złożyła wniosek do premier Ewy Kopacz o wyznaczenie bezstronnego organu odwoławczego. Sprawa dotyczy decyzji KNF, która w lipcu 2014 r., tuż po wybuchu afery taśmowej, nieoczekiwanie zakończyła trwające przez 3 lata postępowanie i nałożyła na wydawcę "Wprost" karę w wysokości 500 tys. zł.
"Nie ma znaczenia, czy nadzór jest łagodny, czy surowy, powinien być natomiast bezwzględnie sprawiedliwy, tak, by nie można mu było zarzucać stronniczości. A sprawiedliwość w tym przypadku to również stosowanie w decyzjach środków adekwatnych do danej firmy. W naszym przypadku trudno mówić o adekwatności" – zaznaczył Lisiecki.
Prezes PMPG zwraca uwagę, że w przypadku odwołania PMPG, Komisja sama ma ocenić prawidłowość własnej decyzji sprzed kilkunastu miesięcy. Trudno zakładać, że ją podważy. Tym bardziej, że przewodniczący Komisji przy okazji spotkania z Lisieckim przed sejmową Komisją Finansów Publicznych zaznaczał, że w tej sprawie nie zamierza zmienić zdania.
"'Nie sądzi pan, że pokłócę się sam ze swoim zdaniem' – mówił Andrzej Jakubiak, który jednocześnie deklarował, że jest zwolennikiem zmiany w zakresie odwoływania się od decyzji KNF, ale podjął żadnych kroków w tym kierunku. Tymczasem dotychczasowe zmiany w ustawie zmierzały dokładnie w przeciwnym, dając coraz większe uprawnienia nadzorowi" - czytamy w oświadczeniu PMPG.
Spółka przypomina, że pod decyzją o ukaraniu PMPG podpisało się 6 z 7 członków KNF, a zgodnie z prawem komisja podejmuje uchwały zwykłą większością głosów w obecności co najmniej 4 osób wchodzących w jej skład, w tym przewodniczącego Komisji lub jego zastępcy.
"Na skutek wyłączenia sześciu z siedmiorga członków Komisji Nadzoru Finansowego od udziału w sprawie nie jest możliwe, aby sprawa PMPG została rozstrzygnięta przez ten organ" - czytamy dalej.
Lisiecki zapowiedział, że do rozmowy o nowych regulacjach chce zaprosić banki, instytucje ubezpieczeniowe, spółki publiczne, przedstawicieli GPW i stowarzyszeń jak SEG, SII, a także samą KNF i Ministerstwo Finansów – któremu problem wadliwej ustawy jest znany. Będzie aktywnie działał na rzecz wprowadzenia ustawowej kontroli nad działalnością KNF i urealnienia środków odwoławczych. Już wkrótce planuje pierwsze robocze spotkanie przedstawicieli podmiotów działających na rynku podlegającym nadzorowi. Przedmiotem spotkania mają być propozycje zmian w ustawie o nadzorze finansowym.
PMPG Polskie Media jest grupą kapitałową funkcjonującą w szeroko pojętym obszarze mediów i komunikacji marketingowej. Jest m.in. wydawcą tygodników "Wprost" i "Do Rzeczy" oraz miesięcznika "Historia do Rzeczy", a także serwisów internetowych.
(ISBnews)
Warszawa, 02.07.2015 (ISBnews) - Znowelizowana w październiku 2014 r. ustawa o prawie zamówień publicznych niewiele zmieniła w praktyce i trybie prowadzenia przetargów, uważają uczestnicy XIV Debaty Eksperckiej ISBnews. W ich ocenie, udało się, co prawda, wyeliminować kryterium cenowe jako jedyne, ale nadal pojawiają się oferty z rażąco niską ceną, które trudno jest wyeliminować. Urząd Zamówień Publicznych (UZP) zadeklarował działania na rzecz dalszych zmian w przepisach i dostosowania ich do dyrektyw unijnych; zastanawia się także nad przygotowaniem listy dobrych praktyk i gotowych dokumentów dla uczestników przetargów.
NOWELIZACJA PZP Z PAŹDZIERNIKA 2014 R. NIEWIELE WNIOSŁA
"Ostatnia nowelizacja prawa zamówień publicznych niewiele zmieniła. Ustawa o prawie zamówień publicznych nigdy nie narzucała stosowania jedynie kryterium cenowego w wyborze oferty - to praktyka poszła w tym kierunku, że cena stała się kryterium dominującym. Dopiero podejście, w którym cena nie jest kryterium najważniejszym, może doprowadzić do poprawy jakości w przebiegu postępowań" - powiedział prezes Polskiego Związku Przedsiębiorców Budownictwa Jan Styliński podczas XIV Debaty Eksperckiej ISBnews.
Zdaniem panelistów, w nowelizacji ustawy pojawiły się zapisy o sposobie odrzucenia ofert o rażąco niskiej cenie. Na ich mocy zleceniodawca powinien eliminować oferty, których wartość odbiega o 30% od średniej arytmetycznej wszystkich pozostałych zamówień.
"Ustawa daje odpowiednie środki do eliminowania rażąco niskiej ceny. Śmiem twierdzić, że dawała takie odpowiednie instrumenty również przed nowelizacją z października 2014 r., ale teraz je wzmacnia i ułatwia zamawiającemu wyeliminowanie rażąco niskiej ceny. Krokiem do tego może być stosowanie pozacenowych kryteriów w postępowaniu przetargowym; ich zastosowanie zmniejsza ryzyko wybrania rażąco niskiej ceny" - wskazał dyrektor działu prawnego Urzędu Zamówień Publicznych Rafał Jędrzejewski.
Jego zdaniem, Urząd zawsze patrzy na racjonalność przepisów, nawet krytykowanych. Dyrektor przypomniał, że nowelizacja PZP była projektem poselskim, kompromisem między rządem a parlamentem. Przyznał, że wiele rozwiązań wprowadzonych w październiku 2014 r. nie było potrzebnych, bo istniały już wcześniej. Nie były jednak stosowane, a przykładem takiego zapisu jest właśnie kryterium ceny.
"Zleceniodawcy mieli tendencję wybierania nawet rażąco niskiej ceny, ponieważ to wpisywało się w ustawę o zamówieniach publicznych. Zleceniodawcy patrzyli na budżet i na to, że mogę zrealizować inne cele - a to, jak będzie wykonane zamówienie i co będzie za rok - za dwa było mniej ważne" - dodał Jędrzejewski.
W jego ocenie, bardzo pozytywną zmianą było natomiast wprowadzenie obowiązku stosowania klauzul waloryzacji przy umowach podpisanych na okres ponad 12 miesięcy. Dotyczą one ewentualnych zmian stawek podatku VAT, minimalnego wynagrodzenie oraz składek na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne.
PODEJŚCIE DO JAWNOŚCI OFERT ODZWIERCIEDLENIEM KULTURY PRAWNO-ADM.
W kontekście aktualnego przetargu na odcinek Południowej Obwodnicy Warszawy (POW) pojawiły się wątpliwości co do braku jawności szczegółów zwycięskiej oferty, która - zdaniem innych uczestników postępowania - zawiera rażąco niską cenę. Rozpoczęcie przetargu przed nowelizacją utrudnia dostęp do danych zawartych w zwycięskim projekcie.
Styliński uważa, że powinniśmy zwrócić uwagę na kulturę administracyjno-prawną, jaką ma dane państwo. Jego zdaniem, sytuacja w Polsce nie może być porównywana z Niemcami czy Słowacją, gdzie postępowania są całkowicie tajne.
"To wiąże się z zaufaniem obywateli. My mamy inne doświadczenia kulturowe i głęboką potrzebę kontroli politycznej i administracyjno-sądowej. Koncepcja jawności zawarta w nowelizacji to odzwierciedlenie naszej wizji stosunku państwo-obywatel" - skomentował Styliński.
BĘDĄ ZMIANY PZP, POWSTANIE KODEKS DOBRYCH PRAKTYK
"W naszym rozumieniu dialog jest niezbędny przy tworzeniu nowego prawa, ale pojawia się zasadnicze pytanie: dlaczego dyskutując o ustawie o ogromnym znaczeniu - mamy do wydania na inwestycje 150 mld zł - rozmawiamy o tym w ostatniej chwili. Dlaczego temat pojawia się rok przed terminem wprowadzenia zmian, choć rząd wiedział o nowych dyrektywach unijnych od kilku lat. Dlaczego wreszcie rozmawiamy tylko w kontekście tej jednej ustawy, ale nie też innych, ściśle powiązanych?" - pytał Styliński.
"Mnie także nie podoba się tak późne wprowadzenie do dyskusji społecznej tego problemu. Dodatkowo jest to słabo napisane, to tak naprawdę w znacznej części kalka rozwiązań UE, bez zastanowienia i analiz przeniesiona na nasz grunt. Dużo jeszcze pracy przed nami" - dodał mecenas Sebastian Pietrzyk z Kancelarii Pietrzyk, Wójtowicz, Dubicki.
Obaj eksperci postulowali także wprowadzenie prawnych zapisów o preferencjach dla polskich przedsiębiorców. Wskazali, że w naszym kraju gros przetargów wygrywają i realizują podmioty zagraniczne, podczas, gdy nasze uczestniczą tylko w ok. pięciu, i do tego mało znaczących inwestycjach poza granicami Polski.
Z częścią tych uwag zgodził się przedstawiciel UZP, zapewniając, że obecnie trwają prace nad zmianą obowiązującego prawa zamówień publicznych i dostosowania ich nie tylko do dyrektyw unijnych, ale także rzeczywistości rynkowej. Jędrzejewski zapewnił, że problemy z zamówieniami publicznymi nie wynikają wyłącznie ze złych zapisów prawnych, ale głównie ze złej praktyki.
"Jako UZP liczymy na wsparcie podmiotów publicznych w zebraniu listy dobrych praktyk, by przygotować rozwiązania dla zamawiających. Chcemy wskazać, jak realizować zamierzenie, którym jest osiągnięcie celu publicznego, a nie wyłącznie spełnienia ustawowej procedury" - podsumował Jędrzejewski.
Lesław Kretowicz, Tomasz Chaberko
(ISBnews)
Warszawa, 02.07.2015 (ISBnews) - Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) systematycznie, przy współpracy operatorów, przygotowuje zmiany w Prawie pocztowym i, gdy zapadnie decyzja polityczna o jego nowelizacji, przedstawi gotowe rozwiązania, powiedział w rozmowie z ISBnews.tv zastępca prezesa Urzędu Karol Krzywicki. Jego zdaniem, jedną z ważnych zmian może być powrót do administracyjnego sterowania dostępem do infrastruktury.
"UKE w swojej praktyce podczas swoich prac nad postępowaniami administracyjnymi, kontrolnymi czy wydawaniem decyzji zawsze zwraca uwagę na to, czy przepisy są spójne, dają możliwość skutecznego działania. I jeśli wydaje nam się, że przepisy są niedopracowane, wewnętrznie niespójne lub jest wręcz ich brak, wówczas pracownicy przygotowują odpowiednie notatki, a następnie prowadzimy prace nad przygotowaniem poprawek" - powiedział w rozmowie z ISBnews.tv Krzywicki podczas XIII Debaty Eksperckiej ISBnews.Zastępca prezesa UKE zapewnił, że gdy zapadnie decyzja o zmianie Prawa pocztowego, Urząd będzie gotowy do przedstawienia swoich rozwiązań. Jest także, oczywiście, gotowy do współpracy w tym względzie ze wszystkimi podmiotami działającymi na rynku.
"To oni jako praktycy najlepiej widzą bariery, jakie są na rynku, więc musimy ich wysłuchać. Kolejną rzeczą, która pomaga w ulepszaniu prawa jest doroczny raport z działalności tych operatorów, bo mamy także informacje, jak to wszystko odbija się także na liczbach" - wyliczył Krzywicki.Przypomniał, że to dopiero drugi taki raport i wydawać się może, iż to za krótki okres na wyciąganie wiążących wniosków, ale można zauważyć pewne trendy i prawidłowości. Jednym z nich są trudności z dogadaniem się samych operatorów.
"Operatorzy nie potrafią się dogadać w sprawie dostępu do sieci i nie mówię tutaj o kwestiach regulowanych, czyli dostępie do infrastruktury operatora wyznaczonego, bo tam mamy jasność. Problemy są natomiast w przypadku sortowni czy 'ostatniej mili', które są nieregulowane" - wskazał.Krzywicki wyjaśnił, że na etapie prac legislacyjnych wydawało się, iż najlepszym rozwiązaniem będzie pełna liberalizacja i wolność pozwalająca podmiotom działającym na rynku na indywidualne kontraktowanie. Niestety, to się nie sprawdziło.
"Dziś jednak widzimy, że strony mają kłopoty w porozumieniu się, a rozmowy, póki co, nie mają dającego się przewidzieć w przyszłości zakończenia. Być może więc w tym przypadku trzeba będzie powrócić do rozwiązań administracyjnych - takich, jakie są chociażby w telekomunikacji" - podsumował Krzywicki.W XIII Debacie Eksperckiej ISBnews pt. "Liberalizacja rynku pocztowego - czy po ponad 2 latach rzeczywiście nastąpiła?" uczestniczyli zastępca prezesa UKE Karol Krzywicki, członek zarządu InPost Krystian Szostak, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych Rafał Zgorzelski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski oraz partner zarządzający w Kancelarii Radców Prawnych Mikulski & Partnerzy Robert Mikulski. Wszyscy zgodzili się, że w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił szereg pozytywnych zmian na rynku, ale w dużej mierze była to zasługa oddolnych inicjatyw podmiotów tego rynku, a nie legislacji, która wciąż sprzyja dawnemu monopoliście. Pełne uwolnienie rynku wymaga więc kolejnej nowelizacji ustawy Prawo Pocztowe. Aktywny udział w ulepszaniu prawa we współpracy z operatorami zadeklarował UKE.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 02.07.2015 (ISBnews) - Najważniejszym krokiem na drodze do liberalizacji rynku usług pocztowych jest likwidacja faktycznego monopolu Poczty Polskiej, powiedział w rozmowie z ISBnews.tv prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski. Jego zdaniem, uwolnienie musi prędzej czy później nastąpić, ponieważ wymusi to w końcu prawo europejskie.
"Na początek zwracam uwagę na kwestie psychologicznego podejścia do rynku pocztowego. Jedna z laureatek literackiej nagrody Nobla zauważyła, że często dokonuje się manipulacji językiem, aby pod treści powszechnie zrozumiałe podkładać zupełnie inne znaczenie. I tak jest właśnie w Polsce, gdy wobec podmiotów działających na publicznym rynku mówi się 'operator niepubliczny' lub 'alternatywny'. To próba stygmatyzacji i dyskredytacji już na poziomie języka, by chronić istniejący monopol" - powiedział Sadowski w rozmowie z ISBnews.tv podczas XIII Debaty Eksperckiej ISBnews.Ekspert Centrum podkreśla, że istniejący de facto monopol Poczty Polskiej należy jak najszybciej zlikwidować, liberalizując rynek podobnie jak kilka lat temu zrobiono w przypadku usług telekomunikacyjnych. Dzięki temu dziś praktycznie każdy Polak ma telefon komórkowy, stać go na prowadzenie rozmów i nie traktuje tego jak dobra luksusowego.
"Po liberalizacji rynku usług pocztowych będzie podobnie, a rynek ten bez wątpienia wzrośnie. Natomiast w dziś obowiązującym prawie są zarówno bariery hamujące jego rozwój w postaci przywilejów dla wyznaczonego operatora, jak i próby zmanipulowania przekazu, języka, gdy sugeruje się, iż operator zwany niepublicznym jest z założenia mniej godny zaufania" - podkreślił.Sadowski przypomniał, że monopole wynikają zawsze z przywilejów, jakie nadają politycy. Trzeba pamiętać, że w Polsce wiele zmian w przepisach, w tym likwidujące monopole, wymusiła Komisja Europejska. Często wbrew stanowisku polskich rządów.
"Mam nadzieję, że tak się stanie także w przypadku rynku usług pocztowych i stanie się on w pełni konkurencyjny" - podsumował Sadowski.W XIII Debacie Eksperckiej ISBnews pt. "Liberalizacja rynku pocztowego - czy po ponad 2 latach rzeczywiście nastąpiła?" uczestniczyli zastępca prezesa UKE Karol Krzywicki, członek zarządu InPost Krystian Szostak, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych Rafał Zgorzelski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski oraz partner zarządzający w Kancelarii Radców Prawnych Mikulski & Partnerzy Robert Mikulski. Wszyscy zgodzili się, że w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił szereg pozytywnych zmian na rynku, ale w dużej mierze była to zasługa oddolnych inicjatyw podmiotów tego rynku, a nie legislacji, która wciąż sprzyja dawnemu monopoliście. Pełne uwolnienie rynku wymaga więc kolejnej nowelizacji ustawy Prawo Pocztowe. Aktywny udział w ulepszaniu prawa we współpracy z operatorami zadeklarował UKE.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 01.07.2015 (ISBnews) - Prawo pocztowe wymaga natychmiastowych zmian, a pierwszym miejscu powinno znaleźć się rozdzielenie pełnienia funkcji właścicielskich i regulacyjnych przez resort cyfryzacji, powiedział w rozmowie z ISBnews.tv prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych Rafał Zgorzelski. Związek postuluje także uproszczenie części przepisów, których możliwość interpretacji daje pole do manipulacji.
"Rynek usług pocztowych w Polsce niewątpliwie dynamicznie się rozwija, a dodatkowo jest pełen pozytywnych perspektyw na przyszłość. Dzieje się tak dzięki działaniom oddolnym operatorów, które skutkują tym, że oferta operatorów jest coraz bardziej konkurencyjna. I, co najciekawsze, rynek ten rozwija się wbrew nienajlepszym przepisom prawa" - powiedział w rozmowie z ISBnews.tv Zgorzelski podczas XIII Debaty Eksperckiej ISBnews.Przewodniczący OZPNOP wyjaśnił, że niestety wiele tych pozytywnych rzeczy dzieje się na drodze administracyjnej - przed sądami lub Krajową Izbą Odwoławczą. Konieczność takich działań pokazuje więc, że w stosunkach regulator - operatorzy pozostaje jeszcze wiele do zrobienia.
"Dziś już wszyscy mamy świadomość, że niektóre przepisy zawarte w ustawie Prawo pocztowe się nie sprawdziło. Cieszy mnie natomiast to, że widać zrozumienie tego faktu także wśród przedstawicieli państwa, takich jak Ministerstwo Cyfryzacji i Administracji czy Urząd Komunikacji Elektronicznej" - dodał.Zgorzelski podkreślił, że tych sytuacji można było uniknąć, ponieważ Związek oraz operatorzy niezależni już dawno zwracali na ten fakt uwagę. Pozostaje jednak optymistą i z nadzieją oczekuje na poprawę wadliwych przepisów.
"Po pierwsze, na pewno należy rozdzielić funkcję nadzoru właścicielskiego nad operatorem wyznaczonym, czyli Pocztą Polską, od funkcji regulacyjnej. Obecnie bowiem ten sam organ, czyli MAC, sprawuje nadzór właścicielki nad jednym z podmiotów, a z drugiej strony - projektuje akty prawne regulujące ten rynek. Mało tego, sprawuje także nadzór nad regulatorem, czyli UKE. To sytuacja niedopuszczalna" - wskazał Zgorzelski.Kolejne problemy to dostęp do infrastruktury, monopol na przekazy pocztowe itp. Prezes OZPNOP zwraca dodatkowo uwagę na tzw. przepisy specjalne, które regulują zasady doręczania korespondencji urzędowej.
"Dzisiaj mamy 5-7 różnych rodzajów przesyłek i każda jest doręczana w różnych trybach. I tu trzeba postawić się w sytuacji listonosza, który musi nad tym zapanować. To chora sytuacja, stanowiąca ograniczenie nie tylko dla operatorów, w tym Poczty Polskiej, ale także dla organów państwa, które muszą potem rozpatrywać różnego rodzaju skargi, np. na sposób pozostawienia awizo" - powiedział.Zgorzelski apeluje więc o szybką zmianę tych przepisów, także z tego powodu, że ich wysoki poziom komplikacji daje pole do manipulacji.
"Złe prawo, dające pole do interpretacji, może powodować nieporozumienia, ale i świadome nim manipulowanie" - podsumował prezes OZPNOP.W XIII Debatcie Eksperckiej ISBnews pt. "Liberalizacja rynku pocztowego – czy po ponad 2 latach rzeczywiście nastąpiła?" uczestniczyli zastępca prezesa UKE Karol Krzywicki, członek zarządu InPost Krystian Szostak, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych Rafał Zgorzelski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski oraz partner zarządzający w Kancelarii Radców Prawnych Mikulski & Partnerzy Robert Mikulski. Wszyscy zgodzili się, że w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił szereg pozytywnych zmian na rynku, ale w dużej mierze była to zasługa oddolnych inicjatyw podmiotów tego rynku, a nie legislacji, która wciąż sprzyja dawnemu monopoliście. Pełne uwolnienie rynku wymaga więc kolejnej nowelizacji ustawy Prawo Pocztowe. Aktywny udział w ulepszaniu prawa we współpracy z operatorami zadeklarował UKE.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 29.06.2015 (ISBnews) - W zakresie liberalizacji rynku pocztowego w ostatnich 2 latach nastąpił szereg pozytywnych zmian, była to jednak w dużej mierze zasługa oddolnych inicjatyw podmiotów tego rynku, a nie legislacji, która wciąż sprzyja dawnemu monopoliście. Pełne uwolnienie rynku wymaga więc kolejnej nowelizacji ustawy Prawo pocztowe, uważają uczestnicy XIII debaty eksperckiej agencji ISBnews pt. "Liberalizacja rynku pocztowego - czy po ponad 2 latach rzeczywiście nastąpiła?". Aktywny udział w ulepszaniu prawa we współpracy z operatorami zadeklarował Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE).
RYNEK POCZTOWY REGULUJE SIĘ SAM, A PRAWO STOI W MIEJSCU
"Od częściowego otwarcia rynku minęło już trochę czasu i można robić pewne podsumowania. Przez 2 lata funkcjonowania ustawy wydarzyło się wiele dobrego, ale to nie efekt legislacji, lecz aktywności operatorów, którzy chcą czynić rynek lepszym. O ile liberalizacja oddolnie idzie 'do przodu', to martwi mnie, że kolejne postępy demonopolizacji dokonują się w Krajowej Izbie Odwoławczej i sądach. Z praktyki widać, że potrzeba nowelizacji prawa pocztowego i powiązanych ustaw. Przepisy nie są doskonałe, pełne wątpliwości i niejasności" - powiedział prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Niepublicznych Operatorów Pocztowych Rafał Zgorzelski.
W jego ocenie, rynek nie będzie liberalny, dopóki usługa publiczna będzie regulowana.
"Ja nie chcę, by to był rynek państwa, tylko konsumenta. Temu nie sprzyja sytuacja, w której istnieją przywileje dla jednego operatora. Jeśli ofertę może złożyć tylko jeden podmiot, nie ma mowy o korzyściach dla klienta, np. oszczędnościach" - podkreślił Zgorzelski.
Z jego stanowiskiem zgodził się członek zarządu ds. prawnych i regulacyjnych InPost Krystian Szostak.
"Prawo od 2 lat się nie zmieniło, jest dalekie od doskonałości. Jednak sporo zmieniło się na rynku. Nie jest to, niestety, efektem działań państwa, ale dokonało się poza nim. Nastąpiły zmiany w świadomości odbiorców, zwłaszcza publicznych. Zrozumieli oni, że konkurencja jest dobra, sprzyja jakości i niższym cenom. To, że ceny spadły ponad dwukrotnie i oczekiwania rosną - jak np. w przetargu dla sądów - to efekt konkurencji" - wskazał.
Szostak nawiązał do dobrego - w jego opinii - przykładu, jakim była liberalizacja w obszarze telekomunikacji.
"Jeśli chodzi o to, co w przyszłości powinno nastąpić - przykład jest blisko - to świat telekomunikacyjny. To powinien być wzór. Do tego dąży InPost, pokazując, że jest realną konkurencją dla Poczty Polskiej. Ale bez interwencji państwa, UKE, to trudna droga, prowadząca przez sądy i KIO. Rynek wymaga interwencji" - zaznaczył członek zarządu InPost.
LIBERALIZACJA PRAWA TELEKOMUNIKACYJNEGO WZOREM DO NAŚLADOWANIA
Natomiast według prezydenta Centrum im. Adama Smitha Andrzeja Sadowskiego, konkurencja przyniosła pozytywne efekty w działalności samej Poczty Polskiej.
"Konkurencja sprawiła, że Poczta Polska musiała zacząć działać inaczej, widać ozdrowieńcze efekty. Dba o wizerunek, dodaje usługi, stara się uzyskiwać przewagę technologiczną, zwiększa dostępność czasową i przestrzenną usług" - wyliczył.
Sadowski także odwołał się do przykładu rynku telekomunikacyjnego, widząc w tym przypadku wzór do naśladowania.
"Monopol w telekomie niszczył rynek, rząd interweniował i nastąpiła poprawa, np. w dostępie do internetu. Tamten rynek wydał się niektórym nie do uwolnienia, a udało się. Także w usługach pocztowych należy doprowadzić do całkowitego uwolnienia i pełnego wolnego wyboru" - kontynuował Sadowski.
Poczynił również spostrzeżenie, że nie powinno mówić się o "operatorach alternatywnych", gdyż wszyscy są "publiczni". Według niego, "zadaniem dla przyszłego parlamentu jest likwidacja zakotwiczeń monopolu".
Na niedoskonałości legislacyjne zwrócił uwagę także radca prawny, partner zarządzający w Kancelarii Radców Prawnych Mikulski & Partnerzy Robert Mikulski.
"Nie poprawił się poziom zaimplementowania regulacji UE. Bariery do pełnej liberalizacji pozostały. Operator nie może 'dowieźć' usługi ze względu na przepisy, nawet jeśli ma możliwości technologiczne. Regulacje pozwalają wykonywać niektóre usługi włącznie Poczcie Polskiej. Ale mamy doświadczenie w liberalizacji energetyki, gazu, infrastruktury drogowej i kolejowej. Krok po kroku łamiemy bariery, także pod naciskiem niektórych graczy rynkowych" - powiedział Mikulski.
UKE: WIDZIMY PROBLEMY, PRACUJEMY NAD DALSZĄ STRATEGIĄ ZMIAN
Nie ze wszystkimi uwagami w kierunku regulatora i władzy ustawodawczej zgodził się zastępca prezesa UKE Karol Krzywicki, choć podkreślił, że ma świadomość potrzeby zmian w prawie.
"Zgadzam się z kierunkiem liberalizacji, ale ważne jest, by rynek przez ten proces przeprowadzić bez wstrząsów. Rozumiemy, że każda ustawa powinna być monitorowana po wejściu i nowelizowana. Pracujemy nad dalszą strategią i chcemy rozmawiać ze wszystkimi operatorami. Chcemy dążyć do zmiany prawa, słuchać operatorów i ich uwag w sprawach małych i dużych. Konkurencja jest najlepszym regulatorem, powinniśmy się starać, by jak najszybciej zaistniała" - powiedział Krzywicki.
Podkreślił jednak, że urząd musi działaś w granicach prawa i dbać przede wszystkim o konsumenta. Według niego, zewnętrznym impulsem do zmian może być kolejny "raport implementacyjny" UE, spodziewany w najbliższych miesiącach.
"Polskie prawo i tak jest stosunkowo liberalne na tle unijnego" - podsumował swoją wypowiedź Krzywicki.
Odnosząc się do słów zastępcy prezesa UKE, Rafał Zgorzelski potwierdził dobrą współpracę Urzędu z rynkiem, ale wskazał kluczowy - jego zdaniem - problem.
"Ma miejsce sytuacja niedopuszczalna, w której funkcje regulacyjne pełni minister odpowiadający za łączność, który jednocześnie sprawuje nadzór właścicielski nad jednym z operatorów. Podlega mu też prezes UKE, to jest to model z punktu widzenia logiki i prawa niedopuszczalny" - powiedział Zgorzelski.
Wtórował mu Szostak, podkreślając, że konflikt interesów polega na tym, że rozporządzenia wydaje właściciel Poczty Polskiej.
"Operatorzy nie potrzebują zmuszać do współpracy Pocztę Polską, bo sobie dadzą radę sami. Ale niezbędna jest likwidacja przywilejów operatora wyznaczonego. Dochodzi do paradoksów, w których np. InPost nie może skorzystać z własnych usług w prowadzeniu korespondencji pocztowej z sądem" - powiedział także Szostak.
Analizując scenariusze na przyszłość, wszyscy uczestnicy XIII Debaty Eksperckiej ISBnews zgodzili się, że powinny one opierać się na strategii, podobnie jak było w przypadku liberalizacji telekomunikacji.
"Wówczas strategię dał premier, ale w ślad za nią pracował parlament. Kolejność była następująca: strategia - zmiana ustawy - działania. Prace nad prawem pocztowym też trwały kilka lat. Teraz ponownie będziemy nad nim pracować, może raport implementacyjny UE będzie dodatkowym impulsem, może po wyborach będą kolejne bodźce. Trzeba rozmawiać, odseparowując emocje" - podsumował zastępca prezesa UKE.
Lesław Kretowicz, Tomasz Chaberko
(ISBnews)
Warszawa, 25.06.2015 (ISBnews) - Po przyjęciu przez Sejm ustawy o bankach spółdzielczych Grupa SGB zacznie wdrażanie kluczowych rozwiązań pakietu CRD IV i CRR oraz utworzenie Systemu Ochrony Instytucjonalnej, zapowiedział prezes Ryszard Lorek.
"Wspólnie udało nam się osiągnąć naprawdę wiele w walce o jak najkorzystniejsze zapisy ustawy, sprzyjające funkcjonowaniu banków spółdzielczych. Cieszę się, że już za chwilę będziemy mogli rozpocząć wdrażanie kluczowych rozwiązań pakietu CRD IV i CRR. Dla Spółdzielczej Grupy Bankowej najważniejszym zadaniem będzie utworzenie Systemu Ochrony Instytucjonalnej" - powiedział Lorek w rozmowie z ISBnews.
Dodał, że bardzo liczy na podpis prezydenta pod tą ustawą: "Przed nami jeszcze ważny proces wdrożenia, implementacji zapisów ustawy. Tu również mamy sztywne ramy czasowe, w których musimy się zmieścić. Efektywne wdrożenie Systemu pozwoli na wzmocnienie bezpieczeństwa oraz będzie prowadzić do wzrostu stabilności zarówno całego zrzeszenia, jak i poszczególnych banków spółdzielczych" - wskazał prezes SGB-Banku S.A.
W jego ocenie, dzisiejszy wynik głosowania Sejmu to dowód na zasadność działań podejmowanych przez banki spółdzielcze w celu wypracowania jak najbardziej efektywnych zapisów, zarówno dla całego sektora, jak i polskiej gospodarki.
"Udało nam się osiągnąć wiele korzystnych rozwiązań ustawowych gwarantujących bezpieczną działalność biznesową i proporcjonalne obciążenie finansowe dla wszystkich banków. To szczególnie ważne, bo pierwotna koncepcja, z uwagi na konieczność utworzenia własnego funduszu pomocowego, skutkowałaby podwójnym obciążeniem banków spółdzielczych" - podkreślił Lorek.
Przypomniał on, że prace nad stworzeniem IPS to cztery lata negocjacji między bankami spółdzielczymi i zrzeszającymi, Komisją Nadzoru Finansowego oraz Ministerstwem Finansów. Efektem tych działań jest długo wyczekiwana nowelizacja ustawy o bankach spółdzielczych, ich zrzeszaniu się i bankach zrzeszających, podsumował prezes SGB-Banku S.A.
Sebastian Gawłowski
(ISBnews)
Warszawa, 29.05.2015 (ISBnews) - Kształt ustawy o funkcjonowaniu sektora bankowego w części dotyczącej banków spółdzielczych, który wyszedł z Sejmu, uwzględnia rozwiązania gwarantujące bezpieczną działalność biznesową i mniejsze obciążenie finansowe dla wszystkich banków spółdzielczych, uważa prezes SGB-Banku Ryszard Lorek. Za dwa tygodnie środowisko przedstawi Senatowi swoje propozycje poprawek merytorycznych do zaproponowanej ustawy.
"Jesteśmy już na półmetku prac nad ustawą, która będzie ważnym, nowym etapem w działalności banków spółdzielczych. Cieszę się, że w dotychczasowej pracy nad zapisami ustawowymi, mieliśmy poparcie i legitymację od przedstawicieli środowiska banków spółdzielczych do aktywnego uczestnictwa w tym procesie"- powiedział Lorek w rozmowie z agencją ISBnews.
Podkreślił, że omawiana w czwartek przez senacką Komisję Budżetu i Finansów Publicznych ustawa jest aktem wypracowanym przez wiele podmiotów i jest bardzo ważna dla bezpieczeństwa banków.
"Udało nam się osiągnąć wiele korzystnych rozwiązań ustawowych gwarantujących bezpieczną działalność biznesową i proporcjonalne obciążenie finansowe dla wszystkich banków. To szczególnie ważne, bo pierwotna koncepcja, z uwagi na konieczność utworzenia własnego funduszu pomocowego, skutkowałaby podwójnym obciążeniem banków spółdzielczych" - powiedział Lorek.
Na czwartkowym posiedzeniu Komisji zostały przyjęte wszystkie poprawki doprecyzowujące zapisy ustawy, zaproponowane przez centrum legislacyjne Senatu, co pozwoli posunąć proces legislacyjny do przodu. Środowisko bankowe ma teraz 2 tygodnie, by przygotować poprawki merytoryczne, mające znaczenie strategiczne.
Banki spółdzielcze dążyły do uwzględnienia w projekcie ustawy dotyczącej zmian w funkcjonowaniu sektora bankowego postulatu sektora bankowości spółdzielczej, polegającego na zmniejszeniu obciążeń z tytułu opłaty ostrożnościowej i opłaty rocznej na rzecz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) i możliwości przekazywania tych środków na stworzenie spółdzielczego funduszu pomocowego, który musi powstać w ramach Instytucjonalnego Systemu Ochrony (IPS). Takie rozwiązanie pozwala uniknąć podwójnego obciążenia banków spółdzielczych.
"Zmniejszenie obciążeń z tytułu opłaty ostrożnościowej już mamy zagwarantowane przez Sejm. Teraz będziemy zgłaszać poprawki, które wcześniej wypracowaliśmy jako sektor" - powiedział Lorek.
W ocenie prezesa Lorka, IPS dla sektora banków spółdzielczych jest bardzo ważny, gdyż gwarantuje stabilność i istnienie zrzeszeń, które funkcjonują dziś - Spółdzielczej Grupy Bankowej i Banku Polskiej Spółdzielczości.
"Patrząc na bankowość spółdzielczą dziś, widzimy, że możliwość stworzenia IPS, daje poszczególnym bankom i całej grupie siłę i możliwości rozwoju. Bez rozwiązania systemowego - IPS zrzeszenie mogłoby nie być w stanie spełnić norm nałożonych przez Unię" - podkreślił prezes SGB-Banku.
Celem IPS jest wypracowanie takiego modelu współpracy, który będzie likwidował ryzyko upadłości jego uczestników, poprzez stworzenie jednolitego mechanizmu kontroli ryzyka oraz funduszu pomocowego, gromadzącego środki na udzielenie ewentualnej pomocy finansowej, tym uczestnikom, których płynność jest istotnie zagrożona.
Grupa SGB koordynuje działania w sprawie ustawy wspólnie z drugą grupą spółdzielczą - BPS. Sektor spółdzielczy liczy, że ustawa szybko zostanie procedowana przez Senat oraz podpisana przez prezydenta, gdyż wszystkim przedstawicielom sektora niezbędny jest czas na dostosowanie działalności do zapisów ustawy i wymagań norm europejskich tj. pakietu CRDIV/CRR.
"Ustawa musi wejść szybko. Czerwiec będzie tym momentem, w którym parlament będzie zamykał naszą ustawę i wysyłał ją do prezydenta. Ustawa musi być na tyle wcześnie, byśmy mogli do października zorganizować system ochrony instytucjonalnej. KNF i my nie będziemy mieli wakacji" - powiedział Lorek.
Łączne aktywa banków spółdzielczych i zrzeszających w Polsce to ok. 125 mld zł. Aktualnie w całym kraju działa 567 banków spółdzielczych, które łącznie posiadają ponad 4,8 tys. placówek bankowych. W sumie wszystkie banki spółdzielcze zatrudniają w Polsce ponad 33 tys., co stanowi 19% zatrudnionych całego sektora bankowego.
Agnieszka Morawiecka
(ISBnews)
Warszawa, 09.04.2015 (ISBnews) - Zakłady Magnezytowe Ropczyce dysponują ekspertyzą biegłych, która potwierdza racjonalność zawartych w 2008 roku opcji walutowych jako sposobu zabezpieczenia ryzyka walutowego. Nieracjonalność decyzji pozostała jedynym zarzutem Urzędu Kontroli Skarbowej wobec spółki w tej sprawie, poinformował agencję ISBnews wiceprezes ds. finansowych spółki Robert Duszkiewicz.
"Ministerstwo Finansów zmieniło niedawno wytyczne, na mocy których organy skarbowe kwestionują obecnie zaliczenie w koszty strat poniesionych na opcjach już nie na podstawie art. 16, lecz na podstawie art. 15 ustawy CIT. Art. 15 jest w prawie podatkowym normą o charakterze ogólnym, która pozwala organom skarbowym dokonywać uznaniowej oceny 'racjonalności' decyzji przedsiębiorcy. Odnieśliśmy więc w naszej sprawie znaczący sukces, nie jest on natomiast jeszcze pełny, gdyż sprawa jest w dalszym ciągu niezakończona zgodnie z naszymi oczekiwaniami" - powiedział ISBnews Duszkiewicz.
Jednocześnie podkreślił, że po zmianie wytycznych w kwestii artykułu do interpretacji podatkowej, w ocenie firmy, urząd skarbowy powinien dokonywać oceny podejmowanych w tamtym czasie decyzji dotyczących transakcji opcyjnych uwzględniając ówczesne realia i stan wiedzy.
"Z perspektywy czasu jakakolwiek ocena tych działań może być oczywiście diametralnie inna. Dlatego zarzut nieracjonalności tamtych decyzji uważamy za całkowicie bezpodstawny. Jesteśmy w stanie to udowodnić, w oparciu o ekspertyzę bazującą na skomplikowanych modelach matematycznych dokonaną przez biegłych sądowych" - zaznaczył wiceprezes Ropczyc.
Jak poinformował Duszkiewicz, do 28 kwietnia w Ropczycach została przedłużona pełna kontrola CIT za lata 2009-2010. "Po tym powinniśmy otrzymać decyzję, do której będziemy mogli się odnieść. Jednocześnie systematycznie przedstawiamy nasze argumenty i zdobywają one stopniowo uznanie Ministerstwa Finansów" - podsumował wiceprezes Ropczyc w rozmowie z ISBnews.
ZM Ropczyce jednocześnie realizują swoją strategię rozwoju mającą na celu dywersyfikację rynkową, branżową i produktową. "Realizujemy działania mające na celu pozyskanie szczególnie azjatyckich rynków zbytu, np. Wietnam, czy Kazachstan w segmentach stalowym i cementowo-wapienniczym, w których się specjalizujemy" - wskazał Duszkiewicz.
Zakłady Magnezytowe Ropczyce są producentem ceramicznych materiałów ogniotrwałych stosowanych jako elementy konstrukcyjne pieców i urządzeń cieplnych pracujących w wysokich temperaturach. Oferta spółki skierowana jest głównie do przemysłu stalowego, przemysłu metali nieżelaznych, przemysłu cementowo-wapienniczego, hutnictwa szkła, odlewnictwa, koksownictwa oraz do innych branż stosujących procesy wysokotemperaturowe.
Sebastian Gawłowski
(ISBnews)
Warszawa, 24.03.2015 (ISBnews) - Banki spółdzielcze dążą do uwzględnienia w projekcie ustawy dotyczącej zmian w funkcjonowaniu sektora bankowego postulatu sektora bankowości spółdzielczej, polegającego na zwolnieniu z 80% opłaty rocznej na rzecz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) i możliwości przekazywania tych środków na stworzenie spółdzielczego funduszu pomocowego, który musi powstać w ramach Instytucjonalnego Systemu Ochrony (IPS), poinformował agencję ISBnews prezes SGB-Banku Ryszard Lorek. Ostrzegł, że nieuwzględnienie postulatów sektora może doprowadzić do osłabienia konkurencyjności sektora, który jako jedyny będzie płacił podwójnie.
"Zgłaszamy nasze postulaty dotyczące projektu ustawy, która wkrótce zmieni zasady funkcjonowania sektora bankowości spółdzielczej. Jednym z ważniejszych jest w tej chwili 80-proc. zwolnienie z opłaty rocznej na rzecz BFG i uzyskanie możliwości przekazania tych środków na fundusz pomocowy IPS" - powiedział ISBnews Lorek.
Pozostałe 20% składki nadal pozostanie w BFG i będzie pożytkowane zgodnie z przeznaczeniem składki, a zatem na gwarancję depozytów klientów.
"Istotne jest, aby tę kwestię rozstrzygnąć w ustawie, ponieważ niekorzystne przepisy dotkną w sposób istotny bardzo znaczącą grupę, jaką stanowi sektor bankowości spółdzielczej w Polsce - a bezpieczne funkcjonowanie banków spółdzielczych i banków zrzeszających to również bezpieczeństwo klientów" - powiedział prezes Lorek.
W nowym modelu poza bankami spółdzielczymi oraz bankiem zrzeszającym, funkcjonował będzie również trzeci element - IPS, jako swego rodzaju bufor i stabilizator. Stanowić ma on dodatkową ochronę, ponieważ zakłada monitorowanie oraz zapobieganie potencjalnym ryzykom zanim one nastąpią, dodał.
"Powołanie IPS, które wynika z ustawy, oznacza dla nas również stworzenie trzeciego rodzaju składki. Poza składką wynikającą z nadzoru KNF oraz składką na rzecz BFG, sektor spółdzielczy będzie również musiał gromadzić środki na wewnętrznym funduszu pomocowym, związanym z działaniem IPS. Przy czym działalność IPS częściowo będzie się pokrywała z kompetencjami BFG. Funkcje te niepotrzebnie będą powielane, a przede wszystkim podwójnie oskładkowane. Ponadto najważniejszą funkcją IPS będzie zapewnienie płynności i bezpieczne zarządzanie kapitałem w gronie zrzeszonych banków, czego już BFG nie robi" - zaznaczył prezes SGB-Banku.
Jak wskazał, w sytuacji narzucenia wymogu zasilania BFG przez bankowość spółdzielczą w dotychczasowej wysokości, żeby spełnić wymogi płynnościowe, grupa musiałaby upłynnić na rynku finansowym własne aktywa. "To w oczywisty sposób oznaczałoby ograniczenie konkurencyjności naszej oferty na rynku bankowym" - podkreślił Lorek.
Przypomniał, że rok bieżący jest dla bankowości i tak wyjątkowo trudny. Poza kosztami zmian modelu biznesowego banków spółdzielczych, banki muszą udźwignąć ciężar bardzo niskich stop procentowych.
Tymczasem grupa, czyli 204 banki spółdzielcze i bank zrzeszający, przygotowuje się do realizacji systemu IPS.
"Trwają wewnętrznie przygotowania do stworzenia IPS, zostało uchwalone już minimum depozytowe. W tej chwili wewnętrznie nie możemy zrobić już nic więcej. Liczymy na uchwalenie ustawy z postulowanymi przez nas zapisami. Jeśli doszłoby do jej przegłosowania w czerwcu, pozwoliłoby nam to kontynuować budowę IPS, w kształcie wynikającym z ustawy. Nasze dalsze działania będą obejmowały stworzenie funduszu pomocowego, zawarcie wewnętrznej umowy IPS, czy wypracowanie statutu jednostki zarządzającej IPS. Tak stworzony nowy model następnie ma obowiązek przejść akceptację KNF. Przed nami jeszcze zatem długa droga od przyjęcia ustawy do wdrożenia systemu - wskazał Lorek.
Jak dodał prezes, Grupa SGB koordynuje działania wspólnie z drugą grupą - BPS.
Sebastian Gawłowski
Warszawa, 10.03.2015 (ISBnews) - Barometr Ofert Pracy, wskazujący na zmiany liczby publikowanych w internecie ofert pracy, spadł o 2,3 pkt m/m (trzeci miesiąc z rzędu) i wyniósł 150,0 pkt w lutym, podało Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych (BIEC). Według analityków, obserwowane symptomy pogorszenia sytuacji na tym rynku na razie łagodne i krótkotrwałe.
"Nastroje gospodarcze przedsiębiorców w zakresie skłonności do zatrudniania nieco się pogorszyły, co skutkuje ograniczeniem liczby wolnych miejsc pracy. W chwili obecnej jest ono jednak łagodne i krótkotrwałe. Dodatkowo rynek pracy nadal znajduje się w okresie sezonowego spowolnienia, co wpływa na niską liczbę ogłoszeń o pracy tymczasowej. W końcu lutego w internecie opublikowanych pozostawało 94,2 tys. ofert pracy" - czytamy w komunikacie.
W lutym w większości województw liczba internetowych ofert pracy zmniejszyła się. Wyjątek stanowiły woj. mazowieckie i dolnośląskie, w których koniunktura gospodarcza sprzyja zapotrzebowaniu na nowych pracowników.
"Spośród pozostałych regionów łagodne ograniczenie liczby wolnych miejsc pracy wystąpiło w woj. południowej i środkowej Polski. Większe spadki dotknęły wschodnie, zachodnie i północne województwa. Podtrzymana została również tendencja spadkowa liczby ofert pracy pochodzących z zagranicy, która trwa od połowy ub.r." - podał również BIEC.
Liczbę wakatów obniżyli przedsiębiorcy z sektora produkcyjnego, jak i usługowego, jednak ci pierwsi bardziej. W sektorze produkcyjnym jej ograniczenie w największym stopniu wystąpiło w branży wydobywczej, chemicznej oraz maszynowej, zaś w usługach - w edukacji, turystyce i administracji publicznej.
"Były jednak branże, w których wzrostowa tendencja liczby wolnych miejsc pracy była kontynuowana. Należały do nich przedsiębiorstwa, których przedmiotem działalności jest produkcja artykułów spożywczych, tekstyliów i odzieży, energii oraz budownictwo. Stabilny wzrost nadal występuje również w transporcie i gospodarce magazynowej oraz działalności finansowej" - podsumowuje BIEC.
(ISBnews)