Warszawa, 19.10.2016 (ISBnews) - Projekt ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele mógłby wejść w życie w połowie 2017 roku, uważa poseł Prawa i Sprawiedliwości (PiS) i przewodniczący zespołu na rzecz wspierania przedsiębiorczości i patriotyzmu ekonomicznego Adam Abramowicz.
"Mój klub Prawa i Sprawiedliwości nie ma jeszcze w tej sprawie stanowiska, ale wiem, że wielu moich kolegów posłów chce takich zmian, a w jakim zakresie - to zobaczymy" - powiedział Abramowicz w rozmowie z ISBnews.tv. Na pytanie, kiedy ustawa mogłaby wejść w życie odpowiedział: "Myślę, że realna jest połowa 2017 roku".
Jego zdaniem, wiele mniejszych podmiotów chciałaby mieć wolne w niedziele, ale nacisk konkurencji powoduje, że otwierają sklepy również w ten dzień.
"W projekcie złożonym przez Solidarność jest wiele wyłączeń, są tzw. niedziele handlowe, a więc to nie będzie tak, że zamkniemy od razu jednostki handlowe w niedziele. Takie powolne ograniczenie pokaże, że nic negatywnego się nie dzieje na rynku, bo małe piekarnie, sklepy, tam, gdzie stoi sam właściciel będą mogły być otwarte" - podkreślił poseł.
"Jestem zwolennikiem ograniczenia handlu w niedziele. Takie ograniczenia są w wielu krajach, np. w Niemczech i one nie przynoszą żadnych negatywnych skutków. I wielu małych i średnich przedsiębiorców, także rodzinnych, czeka na takie regulacje, bo jest potrzebny jeden dzień, który można spędzić z rodziną" - dodał Abramowicz.
Zgodnie z projektem ustawy - złożonym na początku września przez Komitet Inicjatywy Ustawodawczej, w skład którego wchodzi NSZZ Solidarność - handel mógłby się odbywać w dwie kolejne niedziele poprzedzające Święta Bożego Narodzenia, przy czym jeżeli Wigilia przypada w niedzielę, to handel i wykonywanie innych czynności sprzedażowych w tym dniu dozwolony byłby do godziny 14.00, w ostatnią niedzielę przypadającą przed Świętami Wielkanocnymi, w ostatnią niedzielę stycznia, w ostatnią niedzielę czerwca, w pierwszą niedzielę lipca i w ostatnią niedzielę sierpnia.
Na początku października br. Sejm w pierwszym czytaniu obywatelskiego projektu ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele skierował go do dalszych prac w komisjach sejmowych.
(ISBnews)
Sopot, 04.10.2016 (ISBnews) - Ewentualny zysk Narodowego Banku Polskiego (NBP) nie powinien być uwzględniany w projekcie budżetu, powiedział ISBnews.tv były prezes NBP Marek Belka.
"Zasady kształtowania zysku są ściśle uregulowane przez odpowiednie uchwały RPP, więc zysk albo będzie, albo nie. Stoję zawsze na stanowisku, że nie powinno się w budżecie tego zysku planować, a jeśli powstaje - o tyle będzie mniejszy dług publiczny" - powiedział Belka w wywiadzie dla ISBnews.tv podczas Europejskiego Forum Nowych Idei (EFNI) w Sopocie.
Dobry wynik wypracowany przez NBP jest uzależniony od kursu walutowego złotego. "Ten dobry wynik w 90% jest zasługą tendencji kształtowania się kursu walutowego, więc jeżeli złoty będzie silny, to nie będzie żadnego zysku, a jeżeli będzie słaby, a jest na razie dosyć słaby - to będzie zysk" - skomentował Belka i dodał, że "Paradoksalnie, im silniejszy złoty - tym mniejszy zysk NBP".
Za rok 2015 NBP odnotował jeden z najwyższych zysków w ostatnich latach - 8 275,78 mln zł. Zgodnie z ustawą, 95% tej kwoty zostało przekazane do budżetu państwa.
Jak wynika z projektu budżetu przesłanego do Sejmu, wpłata z zysku NBP uwzględniona w projekcie ustawy budżetowej na 2017 r. to 627,57 mln zł.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 25.08.2016 (ISBnews) - Obecny poziom stóp procentowych w Polsce skutkuje dobrą sytuacją na rynku pieniężnym, stabilnym wzrostem akcji kredytowej i brakiem negatywnych efektów, które mogłyby wystąpić w wyniku deflacji, poinformował ISBnews członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Kamil Zubelewicz.
"Obecny poziom stóp procentowych skutkuje dobrą sytuacją na rynku pieniężnym, stabilnym wzrostem akcji kredytowej i brakiem negatywnych efektów, które - zdaniem niektórych ekonomistów - mogłyby wystąpić w wyniku deflacji" - powiedział Zubelewicz ISBnews.
Podczas lipcowego posiedzenie RPP postanowiła pozostawić stopy procentowe na niezmienionych poziomach.
Zubelewicz nie chciał natomiast odnieść się do założeń budżetowych na 2017 r., w których resort finansów oczekuje wzrostu PKB w przyszłym roku na poziomie 3,6%, a w tym roku na poziomie 3,4%. Na konferencji prasowej po lipcowym posiedzeniu RPP prezes NBP Adam Glapiński stwierdził, że jego zdaniem tempo wzrostu PKB będzie podobne do tego, które projektuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, czyli 3,6%.
"Analiza założeń budżetowych będzie, jak co roku, przedmiotem dyskusji Rady" - dodał Zubelewicz.
Rząd rozpatrzy założenia do przyszłorocznego budżetu na dzisiejszym posiedzeniu.
Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał 12 sierpnia, że deflacja konsumencka wyniosła 0,9% w ujęciu rocznym w lipcu br. wobec 0,8% r/r deflacji w poprzednim miesiącu. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług konsumpcyjnych spadły o 0,3%.
Według Zubelewicza, lipcowy odczyt cen konsumenckich kształtuje się pod wpływem danych sezonowych. "Jeżeli potwierdzą się prognozy Instytutu Ekonomicznego, niebawem deflacja zacznie słabnąć. W momencie, w którym ceny zaczną rosnąć, trzeba będzie szczególnie uważnie przyglądać się ich dynamice, zmianom PKB, płac i zatrudnienia w polskiej gospodarce" - podkreślił członek RPP.
Według niego, jeśli finalnie do dojdzie do Brexitu, to zmieni to proporcje sił w Unii Europejskiej. Z kolei sytuacja dotycząca kredytów frankowych w Polsce powoli się wyjaśnia, choć należy stale monitorować rozwój wydarzeń.
"Kwestia kredytów frankowych powoli znajduje rozwiązanie, po części ustawowe, po części sądowe, być może też administracyjne. W chwili obecnej kredyty 'frankowe' są regularnie spłacane, natomiast zadłużenie tego typu zawsze generuje ryzyko niestabilności, które wymaga bieżącego monitorowania" - wskazał członek władzy monetarnej.
Prezydencki projekt ustawy o kredytach walutowych na początku sierpnia br. miał trafić do Sejmu. W pierwszym etapie zostaną rozwiązane kwestie spreadów. Według wyliczeń Kancelarii Prezydenta, koszty wejścia w życie ustawy, obejmujące zwrot spreadów, przy scenariuszu, że skorzystają z tego wszyscy uprawnieni, wyniosą dla banków od 3,6 do 4 mld zł.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 22.07.2016 (ISBnews) - Przyjęty kilka dni temu przez Radę Ministrów projekt nowelizacji ustawy o grach hazardowych ma wejść w życie - według rządowych planów - 1 stycznia 2017 r., co z punktu widzenia koniecznej do przeprowadzenia notyfikacji nowelizacji do Komisji Europejskiej może okazać się problematyczne, uważa radca prawny w kancelarii DLA Piper Anna Wietrzyńska-Ciołkowska.
"Przyjęty model regulacji, w którym wszelkie gry hazardowe online poza zakładami wzajemnymi i loteriami promocyjnymi obejmuje się monopolem państwa bez szerszego uzasadnienia adekwatności oraz proporcjonalności takiego środka, może budzić zastrzeżenia co do zgodności takiej regulacji z prawem unijnym. Tym samym można spodziewać się zgłoszenia zastrzeżeń w procesie notyfikacji, co wydłuży sam proces i może postawić pod znakiem zapytania planowany termin wejścia w życie nowelizacji" - napisała Wietrzyńska-Ciołkowska w komentarzu przesłanym ISBnews.
Ministerstwo Finansów, które przygotowało projekt noweli, podkreślało, że jej głównym celem jest ograniczenie występowania tzw. "szarej strefy", ochrona graczy przed negatywnymi skutkami hazardu i wzrost świadomości społecznej co do zagrożeń związanych z nielegalnym hazardem.
Ekspert DLA Piper zwraca uwagę, że projekt ustawy wprowadza wiele zmian, a do najważniejszych należy zaliczyć: rozszerzenie katalogu gier hazardowych oferowanych przez internet (przy jednoczesnym zastrzeżeniu ich za wyjątkiem zakładów wzajemnych i loterii promocyjnych dla monopolu państwa wykonywanego przez spółkę Skarbu Państwa), blokowanie stron internetowych nielicencjonowanych w Polsce operatorów przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych (wykaz niedozwolonych domen zostanie zawarty w Rejestrze Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą i będzie publikowany na stronie internetowej prowadzonej przez Ministra Finansów) oraz obowiązek blokowania przez operatorów płatności transakcji z takimi operatorami, wprowadzenie możliwości organizowania naziemnego turnieju gry w pokera poza naziemnym kasynem gry (poker online objęty będzie wyżej wskazanym monopolem państwa), rezygnacja z konieczności uzyskiwania uprawnień zawodowych dla osób nadzorujących i bezpośrednio prowadzących gry hazardowe oraz wprowadzenie monopolu państwa na urządzanie gier na automatach do gier w salonach automatów do gier (spółka Skarbu Państwa wykonująca taki monopol będzie mogła powierzyć prowadzenie takich salonów automatów do gier podmiotom trzecim na podstawie umowy agencyjnej).
"Projekt ustawy nie porusza jednego z najistotniejszych zagadnień, zarówno dla krajowych, jak i zagranicznych operatorów, a mianowicie podstawy podatku od gier. Obecnie obowiązujące zasady opodatkowania wskazujące w wielu wypadkach jako taką podstawę sumę wpłaconych stawek, a nie dochód z gry brutto (tzw. GGR) oraz zakazujące sumowania podstaw w grach kasynowych stanowią bardzo często obciążenie na granicy marży operatorów, a tym samym nie zachęcają do rozpoczęcia działalności w Polsce" - napisała także Wietrzyńska-Ciołkowska.
W projekcie rozszerzony został także katalog podmiotów podlegających karom pieniężnym za naruszenie przepisów ustawy, jak również wprowadzono obowiązek opracowania i stosowania regulaminu odpowiedzialnej gry na operatorów urządzających wskazane gry hazardowe.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ministra finansów Pawła Szałamachy, nowe przepisy mają umożliwić zwiększenie dochodów budżetu państwa o ok. 1,5 mld zł rocznie.
(ISBnews)
Warszawa, 22.07.2016 (ISBnews) - Komisja Finansów Publicznych planuje zająć się kwestią kredytów we frankach szwajcarskich i polisolokatami w drugiej połowie roku, zapowiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Finansów Publicznych Jan Szewczak w rozmowie z ISBnews.
"Złożyłem wniosek do komisji i zajmiemy się kredytami tzw. frankowymi i polisolokatami na posiedzeniu komisji w drugiej połowie roku" - powiedział ISBnews Szewczak.
Według niego, jesienią środowiska poszkodowane polisolokatami również podejmą działania informacyjne i medialne w tej sprawie. "A przed nami pozostanie jeszcze kwestia ustawy, rozbrajającej tę minę z opóźnionym zapłonem, czyli prawie 40 mld CHF, których nie było" - dodał.
Jego zdaniem, należy być bardzo ostrożnym przy stwierdzeniu, że kredyty tzw. frankowe były udzielane przez banki zgodnie z obowiązującym prawem. "Przy takim scenariuszu banki poprzez arbitraż międzynarodowy żądałyby później odszkodowania od państwa. Należy sobie odpowiedzieć najpierw na pytanie, czy udzielanie tych kredytów było zgodne z prawem, a dopiero potem podjąć działania" - podkreślił Szewczak.
Poseł przypomina także, że według rzecznika finansowego to nie były ani kredyty rozumiane według art.69 prawa bankowego, ani tym bardziej nie były to kredyty walutowe. "Nikt z kredytobiorców franka nie widział na oczy. W 2011 roku, kiedy zorientowano się, z jaką skalą mają do czynienia, to lobby bankowe uzyskało nowelizację prawa i wpisano tzw. kredyty indeksowane i denominowane. I dopiero po kilku następnych latach Komisja zakazała udzielania tych kredytów. Trochę długo to trwało, nim wydano taką decyzję" - uważa Szewczak.
Koszty związane z propozycjami uregulowania sytuacji kredytobiorców banki szacowały na około 67 mld zł. "Nie jest jednak prawdą, że nie można tych kosztów zgodnie z obowiązującą rachunkowością rozpisać na kilka lat. Poza tym np. 13 mld zł to wartość samych spreadów, która powinna zostać zwrócona klientom i tę sprawę najszybciej można by zrealizować. Warto zwrócić uwagę, że roczne zyski segmentu bankowego szacuje się na ok. 20 mld zł brutto. Gdyby banki chciały, to te spready dawno by już oddały klientom" - dodał.
Szewczak zwraca także uwagę, że pieniądze związane zarówno z kredytami frankowymi, jak i polisolokatami,które wróciłyby do obywateli zostałyby ponownie wydane w Polsce, przyczyniając się ostatecznie do dalszego wzrostu gospodarczego.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 20.07.2016 (ISBnews) - Koszty związane z powrotem do niższego wieku emerytalnego (65 lat dla mężczyzn, 60 lat dla kobiet) to 141 mld zł dodatkowych wydatków do 2025 r., uważa członek Rady Ochrony Pracy i sejmowej Komisji ds. Polityki Społecznej i Rodziny Joanna Augustynowska z Nowoczesnej. Projekt prezydencki uwzględnia skutki w perspektywie jedynie 4-letniej.
"Biuro analiz sejmowych wyraźnie wskazuje, że odwrócenie reformy wieku emerytalnego to dodatkowe wydatki do 2025 roku w kwocie 141 mld zł i aż 381 mld zł do 2035 roku. A utracone korzyści w perspektywie 2060 r. to 1,4 biliona zł" - powiedziała ISBnews Augustynowska.
Według niej, opinia biura analiz sejmowych mówi również o tym, że proponowana zmiana uwzględnia skutki tylko w 4-letniej perspektywie, nie martwiąc się o przyszłość i trendy demograficzne.
"Obniżenie wieku emerytalnego to negatywne skutki dla rynku pracy, dodatkowe obciążenia dla osób w wieku produkcyjnym, to niższe prawie o 1 tys. zł emerytury dla kobiet" - wskazała posłanka.
Augustynowska uważa także, że utrzymanie różnicy wieku emerytalnego pomiędzy kobietą a mężczyzną może mieć również charakter dyskryminującego przywileju.
"Zgodnie z sugestią Rady Ministrów, możliwe jest wprowadzenie modyfikacji do projektu ustawy związanej z ograniczeniem możliwości aktywności zawodowej dla osób pobierających emerytury" - zwraca uwagę Augustynowska.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk mówił dziś w Polsat News, że koszt obniżenia wieku emerytalnego w 2017 roku wyniósłby 5,6 mld zł, jeśli obowiązywałby w całym roku. Później jednak koszty wzrosną i oscylować będą - według niego - wokół 10 mld zł.
Wczoraj Rada Ministrów pozytywnie zaopiniowała prezydencki projekt nowelizacji ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Jak podkreśliło w komunikacie Centrum Informacyjne Rządu (CIR), jest on zbieżny z zadeklarowanym w expose premier Beaty Szydło powrotem do powszechnego wieku emerytalnego obowiązującego przed 1 stycznia 2013 r.
Według projektu prezydenckiego, wiek emerytalny powinien wynosić co najmniej 60 lat w przypadku kobiet i co najmniej 65 lat w przypadku mężczyzn. Nowe propozycje przewidują także uchylenie przepisów dotyczących emerytury przejściowej.
Jednocześnie Rada Ministrów wnosi o rozważenie przez Sejm możliwości uzupełnienia prezydenckiego projektu ustawy o modyfikację rozwiązań dotyczących łączenia dalszej aktywności zarobkowej z pobieraniem emerytury i jej wysokości. Rząd proponuje także, aby ustawa weszła w życie najwcześniej z dniem 1 października 2017 r. z uwagi na konieczność przeprowadzenia wszystkich czynności przygotowujących ZUS i KRUS do przeprowadzenia zmian ustawowych.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 18.07.2016 (ISBnews) - Fitch Rating utrzymał ocenę wiarygodności kredytowej Polski i jej perspektywę na dotychczasowych poziomach, ponieważ polska gospodarka ma silne fundamenty, zadłużenie na poziomie grupy porównawczej oraz poprawiającą się pozycję, jeśli chodzi o zadłużenie zagraniczne. Zwraca jednak uwagę, że kilka istotnych kwestii pozostaje jeszcze nierozstrzygniętych i spodziewa się, że więcej faktów poznamy jesienią, przed następną aktualizacją ratingu, która jest planowana na styczeń 2017 r., poinformował prezes Fitch Polska Piotr Kowalski w rozmowie z ISBnews.
"Kolejna rewizja będzie w styczniu 2017 r. i wtedy już będą znane wstępne dane z wykonania budżetu na ten rok, projekt budżetu na rok 2017, a także - zgodnie z zapowiedziami - więcej szczegółów dotyczących Planu Morawieckiego: jak on ma być realizowany i finansowany. Być może będzie więcej informacji dotyczących planów obniżki wieku emerytalnego, czy kredytów frankowych" - powiedział ISBnews Kowalski.
Wskazał, że część z propozycji, które pojawiały się w kampanii wyborczej, a które są kosztowne, jest przesuwana w czasie i trudno obecnie oszacować, jak one ewentualnie wpłynęłyby na rating. "Trudno na razie oceniać, co zostanie wdrożone, w jakiej formie i w jakim terminie" - stwierdził.
"Mamy sytuację, w której jest sporo znaków zapytania. Myślę, że większość z nich zostanie wyjaśniona na jesieni, zgodnie z resztą z zapowiedziami członków rządu" - dodał przedstawiciel agencji ratingowej.
Podkreślił, że podejście Fitcha polega na bazowaniu na faktach, a obecnie faktów i szczegółów w powyższych kwestiach jest niewiele.
"Są zapowiedzi, ale od zapowiedzi do realizacji jest długa droga. Można sobie wyobrazić sytuację, że część z tych zapowiedzi zostanie przesunięta w czasie i będzie realizowana, kiedy po stronie dochodowej pojawią się nowe wpływy" - wskazał prezes.
Zwrócił uwagę, że Fitch napisał w piątkowym komunikacie, iż "z definicji negatywne" byłoby każde rozwiązanie kwestii konwersji kredytów z CHF na PLN, które zagroziłoby stabilności sektora bankowego.
"W tej kwestii nadal nie znamy wielu szczegółów. Trzeba pamiętać o tym, że są wypowiedzi przedstawicieli rządu, iż jakiekolwiek rozwiązanie nie może spowodować destabilizacji sektora bankowego. Zresztą sektor bankowy z pewnością będzie odgrywał ważną rolę w realizacji Planu Morawieckiego" - powiedział Kowalski.
Kolejnym "powodem do zmartwień" mogłoby być wyraźnie wolniejsze niż obecnie tempo wzrostu gospodarczego.
"Jeśli z jakichś względów spadnie tempo wzrostu PKB - które według naszych prognoz będzie niższe niż oczekuje rząd - to będzie to powód do zmartwienia dla nas. Jeśli PKB będzie rosło szybciej, nie będzie drastycznych kosztów związanych z przewalutowaniem kredytów - to będą pozytywne informacje" - wskazał prezes Fitch Polska.
Zwrócił uwagę, że - wbrew oczekiwaniom - wzrost PKB w II kw. może nie okazać się zdecydowanie lepszy niż w pierwszych trzech miesiącach, ale wciąż wynik powyżej 3% r/r byłby dla wielu krajów więcej niż zadowalający.
"W kwestii deficytu budżetowego, to dla nas bardzo ważna jest deklaracja, że rząd zdaje sobie sprawę, iż 3% deficytu budżetowego w relacji do PKB jest nieprzekraczalne. Jasno mówimy, że jest to jeden z najważniejszych dla nas czynników, jeśli chodzi o to, co dalej z ratingiem" - podsumował prezes Fitch Polska.
Fitch Ratings ogłosił w piątek wieczorem decyzję o utrzymaniu oceny ratingowej Polski na poziomie A-/F2 odpowiednio dla długo- i krótkoterminowych zobowiązań w walucie zagranicznej oraz A dla długoterminowych zobowiązań w walucie krajowej. Perspektywa ratingu pozostaje niezmieniona na poziomie stabilnym.
Fitch Ratings podał, że prognozuje wzrost gospodarczy Polski w tym roku na poziomie 3,2%, zaś w kolejnych dwóch latach - po 3,3% (wobec 3,6% w ub.r.). Ministerstwo Finansów skomentowało, że prognozy agencji, na tle konsensusu rynkowego dla tego okresu na poziomie 3,3-3,5%, uznać można za raczej konserwatywne.
Agencja oczekuje też, że deficyt sektora rządowego i samorządowego wyniesie 2,8% PKB w 2016 r., 3% PKB w 2017 r., po czym spadnie do 2,9% PKB w 2018 r. dzięki stopniowemu zacieśnianiu polityki fiskalnej.
Tomasz Oljasz
(ISBnews)
Sopot, 14.06.2016 (ISBnews) - Polski rząd jest świadomy wagi ratingów i chce je utrzymać na dobrych poziomach, dlatego będzie skłonny tak modyfikować planowane zmiany, aby tworzyć dobre warunki, ocenił prezes Templeton Emerging Markets Group Mark Mobius w rozmowie z ISBnews.
"Rząd jest świadomy wagi ratingów i nie chce dopuścić do ich obniżek. Chcą dobrych ratingów, dlatego będą skłonni dokonywać zmian w planowanych rozwiązaniach, aby tworzyć dobre warunki" - powiedział Mobius ISBnews w kuluarach Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie.
Mobius pozytywnie ocenił zmiany dotyczące m.in. wzrostu świadczeń na dzieci.
"Rząd stara się przekazać więcej pieniędzy w ręce konsumentów, a to może stworzyć większy rynek, co będzie korzystne dla niektórych przedsiębiorstw. Dlatego, pomimo obniżki ratingu przez S&P, mogą się tu pojawić ciekawe możliwości" - wskazał.
Według niego, istotną role odgrywa także wielkość Polski oraz fakt jej obecności w Unii Europejskiej.
"Polska jest jednym z największych krajów UE. Obecny rząd wprowadza pewne zmiany, które wydają się negatywne, ale koniec końców istnieją pewne granice, których rząd nie przekroczy. Polska to kraj, w którym obowiązują rządy prawa. Także UE ma swoje regulacje, a jest bardzo mało prawdopodobne, by polski rząd je złamał" - uważa Mobius.
Prezes Templeton Emerging Markets Group nie obawia się wpływu konwersji kredytów hipotecznych w CHF na PLN na przyszłość banków.
"Wiele lat temu ostrzegaliśmy polskie banki, by nie oferowały kredytów hipotecznych w CHF, ponieważ to wpędzi je w tarapaty. No i obecnie są w tarapatach. Według mnie, banki powinny teraz przełknąć lekarstwo i cierpieć z powodu konsekwencji tych kredytów. Ale banki przetrwają" - powiedział Mobius.
Tomasz Oljasz
(ISBnews)
Warszawa, 14.06.2016 (ISBnews) - Jeżeli rząd w Polsce planuje wprowadzić ograniczenia dla handlu w niedziele, to powinien wprowadzić taką możliwość wyłącznie dla samorządów, uważa prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski.
"Jeżeli rząd chce wprowadzić ograniczenia dla handlu, to powinien wprowadzić możliwość takich ograniczeń wyłącznie dla samorządów. To one, a nie rząd w Warszawie, powinny decydować czy chcą mieć handel na swoim terenie w niedziele, czy nie" – powiedział ISBnews.tv Sadowski na II Śniadaniu Eksperckim ISBnews i Centrum im. Adama Smitha.
Jego zdaniem, warto jednocześnie zauważyć, co się stało z podobnym ograniczeń handlu na Węgrzech. "Rząd pod wpływem działań opozycji i wizji referendum wycofał się z takiego zakazu. Jeżeli by takie referendum wprowadzić w Polsce, to nie byłoby ono do wygrania przez obecnie rządzących" – dodał Sadowski.
Według niego mikroprzedsiębiorca w Polsce, a takim jest najczęściej właściciel sklepu, prawie dwa miesiące w roku swojego czasu oddaje rządowi ze względu na różnego rodzaju obowiązki i przymusy które na nim ciążą. Traci czas zamiast rozwijać własną firmę.
"Jeżeli rząd naprawdę chce pomóc i ulżyć przedsiębiorcom, to powinien zlikwidować tych kilkanaście tysięcy różnych przepisów, które powodują, że ten czas jest mu zabierany" – uważa Sadowski.
W II Śniadaniu Eksperckim ISBnews i Centrum im. Adama Smitha nt. ograniczenia handlu w niedziele uczestniczyli: prof. Urszula Kłosiewicz-Górecka z Instytut Badań Rynku, Konsumpcji i Koniunktur, Radosław Knap dyrektor generalny w Polskiej Radzie Centrów Handlowych, Adam Abramowicz poseł Prawa i Sprawiedliwości, Przewodniczący Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego, Andrzej Wojciechowicz prezes FMCG - Business Consulting, Marek Jakubiak poseł Kukiz'15, Ireneusz Jabłoński, członek zarządu Centrum im. Adama Smitha, Andrzej Sadowski Prezydent Centrum im. Adama Smitha.
(ISBnews)
Warszawa, 21.04.2016 (ISBnews) - Podniesienie godzinowej płacy minimalnej do 12 zł to krok w dobrym kierunku, ale należy uważać, by ten proces nie spowodował zwiększenia bezrobocia i pogorszenia sytuacji przedsiębiorstw, poinformował ISBnews.tv członek zarządu Strabag Wojciech Trojanowski. W jego ocenie, należy wprowadzić możliwość renegocjacji umów oraz wydłużyć vacatio legis.
"Od kilku lat mamy w Polsce systematyczny wzrost płacy minimalnej i sektor przedsiębiorstw dostosowuje się do tych rozwiązań. W tym kontekście podwyżka płacy minimalnej do poziomu 12 zł/h to krok w dobrym kierunku, niemniej należy dodać wiele drobnych elementów, aby cały proces nie spowodował zwiększenia bezrobocia i pogorszenia sytuacji przedsiębiorstw" - powiedział ISBnews Trojanowski w rozmowie z ISBnews.tv podczas XVIII Debaty Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora."
Członek zarządu Strabag zaliczył do nich przede wszystkim współpracę z sektorem zamówień publicznych, których globalna wartość wynosi 150-200 mld zł rocznie.
"Tak ogromna kontraktacja ze strony państwa wpływa na rynek pracy i wysokość płac. Jeżeli wprowadzamy więc administracyjnie podwyżkę stawki godzinowej, należy przede wszystkim wprowadzić możliwość rewaloryzacji kontraktów już podpisanych, jak również kontrolować nowo składane zamówienia, czy są w nich zapisane nowe stawki" - wyliczył członek zarządu Strabag.
Trojanowski zastanawia się także, czy inicjatorzy rozwiązania zastanawiali się, jak duże środki będą obecnie potrzebne w sektorze publicznym, by dokonać rewaloryzacji kontraktów.
"Należy również zagwarantować pracodawcy, przynajmniej w pierwszym roku zatrudnienia osób niżej kwalifikowanych, stosowanie niższej stawki np. 80% wynagrodzenia, jak mamy to dzisiaj. Nie chciałbym także, by zmiany przełożyły się na wzrost i biurokracji" - wskazał.
Członek zarządu Strabag zaproponował też zastanowienie się np. nad koniecznością prowadzenia szczegółowych ewidencji czasu pracy w wolnych zawodach np. informatyków czy w e-handlu.
"Może więc należy przemyśleć dłuższe vacatio legis, by nie wylać dziecka z kąpielą. Dajmy pracownikom i pracodawcom czas na ułożenie swoich relacji na nowo" - podsumował Trojanowski.
W XVIII Debacie Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora" uczestniczyli prezes Konsalnet, Jacek Pogonowski, członek zarządu Strabag Wojciech Trojanowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Marcin Nowacki oraz poseł .Nowoczesna Zbigniew Gryglas.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 21.04.2016 (ISBnews) - Podniesienie godzinowej płacy minimalnej do 12 zł to krok w dobrym kierunku, ale należy uważać, by ten proces nie spowodował zwiększenia bezrobocia i pogorszenia sytuacji przedsiębiorstw, poinformował ISBnews.tv członek zarządu Strabag Wojciech Trojanowski. W jego ocenie, należy wprowadzić możliwość renegocjacji umów oraz wydłużyć vacatio legis.
"Od kilku lat mamy w Polsce systematyczny wzrost płacy minimalnej i sektor przedsiębiorstw dostosowuje się do tych rozwiązań. W tym kontekście podwyżka płacy minimalnej do poziomu 12 zł/h to krok w dobrym kierunku, niemniej należy dodać wiele drobnych elementów, aby cały proces nie spowodował zwiększenia bezrobocia i pogorszenia sytuacji przedsiębiorstw" - powiedział ISBnews Trojanowski w rozmowie z ISBnews.tv podczas XVIII Debaty Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora."
Członek zarządu Strabag zaliczył do nich przede wszystkim współpracę z sektorem zamówień publicznych, których globalna wartość wynosi 150-200 mld zł rocznie.
"Tak ogromna kontraktacja ze strony państwa wpływa na rynek pracy i wysokość płac. Jeżeli wprowadzamy więc administracyjnie podwyżkę stawki godzinowej, należy przede wszystkim wprowadzić możliwość rewaloryzacji kontraktów już podpisanych, jak również kontrolować nowo składane zamówienia, czy są w nich zapisane nowe stawki" - wyliczył członek zarządu Strabag.
Trojanowski zastanawia się także, czy inicjatorzy rozwiązania zastanawiali się, jak duże środki będą obecnie potrzebne w sektorze publicznym, by dokonać rewaloryzacji kontraktów.
"Należy również zagwarantować pracodawcy, przynajmniej w pierwszym roku zatrudnienia osób niżej kwalifikowanych, stosowanie niższej stawki np. 80% wynagrodzenia, jak mamy to dzisiaj. Nie chciałbym także, by zmiany przełożyły się na wzrost i biurokracji" - wskazał.
Członek zarządu Strabag zaproponował też zastanowienie się np. nad koniecznością prowadzenia szczegółowych ewidencji czasu pracy w wolnych zawodach np. informatyków czy w e-handlu.
"Może więc należy przemyśleć dłuższe vacatio legis, by nie wylać dziecka z kąpielą. Dajmy pracownikom i pracodawcom czas na ułożenie swoich relacji na nowo" - podsumował Trojanowski.
W XVIII Debacie Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora" uczestniczyli prezes Konsalnet, Jacek Pogonowski, członek zarządu Strabag Wojciech Trojanowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Marcin Nowacki oraz poseł .Nowoczesna Zbigniew Gryglas.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 20.04.2016 (ISBnews) - Firmy działające w sektorze usług ochroniarskich i sprzątających są za wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej w wysokości 12 zł, ale chcąc przygotować się do nowej rzeczywistości, postulują rozłożenie jej w czasie i stopniowe dochodzenie do maksymalnego poziomu, poinformował ISBnews prezes Konsalnet Jacek Pogonowski. W jego ocenie, rząd zapomina bowiem, że on sam może najmocniej odczuć skutki pochopnych decyzji.
"Proponowana przez rząd płaca minimalna na wysokim poziomie 12 zł/h niewątpliwie będzie miała bardzo duży i negatywny wpływ na rynek pracy. Według naszych analiz, znaczna część pracowników zarabiających dziś mniej po prostu straci pracę" - powiedział Pogonowski w rozmowie z ISBnews.tv podczas XVIII Debaty Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora."
Jego zdaniem, pracodawcy, w tym lider rynku Konsalnet, nie będą w stanie wynegocjować takich podwyżek swoich usług, by zapłacić wymagane 12 zł. Dotyczyć to będzie szczególnie regionów, gdzie panuje większe bezrobocie, a więc tzw. ściana wschodnia czy południowy-wschód Polski.
"W tych regionach 12 zł/h to bardzo wysoka stawka, wobec panującego tam bezrobocia zwolnieni ludzie nie będą mogli znaleźć żadnej innej pracy. A według naszych analiz tylko w branży ochrona i sprzątanie prace może stracić ok. 100 tys. osób" - wskazał prezes Konsalnetu.
Pogonowski dodał, że nie można do pokrzywdzonych nie można zaliczyć samych tylko zwolnionych, ale także i ich rodziny. Kolejną grupą, która najmocniej odczuje zmiany są emeryci, którzy dorabiają sobie dziś za niższą stawkę.
"Przy 12 zł pracodawcy prawdopodobnie zostawią w firmach inne osoby, ponieważ dlaczego mają zatrudniać osobę starszą, gdy za te same pieniądze można mieć młodszą i bardziej sprawną? W efekcie to rozwiązanie to nie tylko 100 tys. nowych bezrobotnych, ale bezrobotnych, którzy w swoich regionach nie znajdą innej pracy" - stwierdził.
Pogonowski podkreślił, że generalnie branża jest za wprowadzeniem minimalnej stawki godzinowej, jednak należy przeprowadzić to w mniej drastyczny sposób, niż proponuje to ustawodawca. Pogonowski widzi bowiem sporo patologii na rynku, gdzie ochroniarze faktycznie zarabiają czasem 3-4 zł za godzinę.
"Branża jest za zmianami eliminującymi patologie, ale należy zastanowić się nad tempem wprowadzania tych zmian. Proponujemy więc, aby faktycznie iść w kierunku 12 zł, ale stopniowo i od przyszłego roku wprowadzić np. 10-11 zł i w kolejnych trzech dojść do 12 zł/h" - wskazał prezes.
Dzięki temu regulacja ostatecznie wejdzie w życie, zrealizowane zostaną cele rządu, ale rozłożenie jej na lata pozwoli na płynne przystosowanie się wszystkich do nowej rzeczywistości.
"Pamiętajmy, że jesteśmy tuż po wprowadzeniu 'ozusowania' umów-zleceń, a więc mamy kumulację negatywnych dla branży rozwiązań. Generalnie jesteśmy więc za, ale rozłożone w czasie" - podkreślił Pogonowski.
Prezes Konsalnetu wskazał na jeszcze jeden problem, o którym być może trochę zapomniano na najwyższym szczeblu - zamówienia publiczne.
"Wydaje się, że rząd może do końca nie zdawać sprawy, jaki może to rozwiązanie mieć na budżety instytucji państwowych, sądów czy urzędów pracy. To właśnie w zamówieniach publicznych jest największa skala patologii, bo nawet teraz, po 'ozusowaniu' umów-zleceń widzimy tam stawki 5-7 zł, co oznacza, że pracownik dostaje jeszcze mniej" - wyjaśnił.
Pogonowski oszacował więc, że przy takich stawkach kontraktacji dziś, wprowadzenie nowego progu w kwocie 12 zł tylko dla pracownika może oznaczać nawet 3-krotne zwiększenie kosztów usług ochroniarskich, sprzątających czy cateringowych.
"W efekcie budżety tych instytucji będą musiały drastycznie wzrosnąć. Nie wyobrażam sobie bowiem, by organy państwa nie wymagały od swoich dostawców respektowania minimalnej płacy 12 zł/h dla pracowników" - podsumował Pogonowski.
W XVIII Debacie Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora" uczestniczyli prezes Konsalnet, Jacek Pogonowski, członek zarządu Strabag Wojciech Trojanowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Marcin Nowacki oraz poseł .Nowoczesna Zbigniew Gryglas.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 19.04.2016 (ISBnews) - Wprowadzenie ujednolicenia wynagrodzenia godzinowego na poziomie 12 zł brutto za godzinę pracy na podstawie umowy zlecenia prawdopodobnie nie tylko nie zwiększy zatrudnienia, ale w samej tylko branży ochroniarskiej może doprowadzić do utraty pracy nawet przez 100 tys. osób, powiększając jednocześnie szarą strefę, uważają uczestnicy XVIII Debaty Eksperckiej ISBnews oraz Centrum im. Adama Smitha pt. "Minimalna stawka 12 zł za godzinę - czy dla wszystkich? Zagrożenia dla kilku branż oraz pułapki dla legislatora."
Choć wprowadzenie minimalnej stawki za godzinę miało - w intencji ustawodawcy - ograniczyć wyzysk pracownika, jednocześnie doprowadzi do pogorszenia warunków pracy przez zwiększenie zatrudnienia na czarno i spadek konkurencyjności.
"Dzięki tej regulacji na pewno nie przybędzie pracy. Minimalna stawka godzinowa 12zł/h zmniejszy - według wstępnych wyliczeń sektora - zatrudnienie w branży sprzątanie i usługi ochroniarskie nawet o 100 tys. osób. Skutki tej regulacji będą bardzo negatywne także emerytów czy inwalidów, którzy dotąd tańsi, mogą zostać zastąpieni przez osoby młodsze i sprawniejsze" - powiedział podczas debaty prezes Konsalnetu Jacek Pogonowski.
Podkreślił, że z drugiej strony opowiada się za regulacjami w tym zakresie, ponieważ zdarzają się patologie typu stawki 3 zł za godzinę. Szczególnie w mniejszych ośrodkach.
"Mimo, że zmiana jest dobra, niewątpliwie będzie miało to negatywny wpływ na rynek pracy nie tylko dla pracowników starszych, ale także mniej doświadczonych czy o mniejszych kwalifikacjach. Bo tu wchodzimy w sferę minimalnej płacy, a nie każdy będzie zasługiwał na tak wysokie wynagrodzenie" - dodał.
Natomiast wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Marcin Nowacki zwrócił uwagę na zagrożenie rozrostu szarej strefy. Każda analiza pokazuje bowiem, iż najczęściej pojawia się ona na rynku pracy lub rynku produktów opartych o akcyzę.
"Negatywne w regulacji jest to, że wykreśla zapis o możliwości płacenia w pierwszym roku zatrudnienia wynagrodzenia w wysokości 80% płacy minimalnej. Ten przepis bezwzględnie powinien zostać utrzymany" - zwrócił uwagę Nowacki.
Jak wskazał Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabag, przewodniczący Platformy Budowlanej Pracodawców RP, wzrost szarej strefy będzie widoczny również w jego branży. Nie będzie jednak dotyczyć największych, którzy już dziś płacą znacznie więcej niż 12 zł/h.
"Budownictwo to jest branża bardzo niejednorodna, mamy na rynku wielu pracowników np. z Ukrainy. Więc o ile dla dużych firm będzie to neutralne, to np. dla budownictwa indywidualnego szara strefa jest znacząca i poprzez tę regulację powiększy się jeszcze" - powiedział Trojanowski.
"Niemniej pozytywnie odnosimy się do tej regulacji 12 zł/h, szczególnie, jeśli zwiększy ona uczciwą konkurencję i urealni stawki na rynku. Ustawodawca musi jednak pamiętać, że do prawa o zamówieniach publicznych powinny zostać zapisane możliwości renegocjacji zawartych wcześniej kontraktów długoterminowych i sposób waloryzacji umów" - dodał członek zarządu Strabag.
Prezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski podkreślał natomiast, że dziś szanse na zajęcia - co prawda niskopłatne, ale jednak - mają najgorzej wykształcone czy niepełnosprawne osoby.
"Ruch ten zdestabilizuje osoby specjalnej troski, starsze i gorzej wykształcone. Nikt nie zastanowił się również i nie wyliczył ewentualnych konsekwencji dla beneficjentów Programu 500+, którzy mogą po podwyżkach po prostu przekraczać minimalny próg dochodowy na pierwsze dziecko. I bardzo prawdopodobne, że osobom z kilkorgiem dzieci bardziej będzie opłacało się odchodzić z pracy" - wskazał.
Prezes Konsalnetu dodał, że rząd prawdopodobnie nie zwrócił uwagi na konsekwencje dla samego siebie, dla budżetu państwa i samorządów oraz urzędów centralnych. Sfera publiczna jest bowiem jednym z największych zamawiających zewnętrzne usługi ochroniarskie czy sprzątające.
"Nie oszukujmy się - urzędy, samorządy, sądy itp. instytucje - nie kontraktują z naszą branżą usług za 12 i więcej zł za godzinę, ale za 5-6 zł, z czego firma zewnętrzna musi zapłacić pracownikom i jeszcze zarobić. Oznacza to, że podwyżka płacy minimalnej będzie skutkować nawet 3-krotnym wzrostem wartości umów, bowiem automatycznie wzrosną pensje i pozapłacowe koszty pracy, a musimy wygenerować choć minimalny zysk. Automatycznie będą więc musiały wzrosnąć dotacje budżetowe dla sektora publicznego" - podkreślił Pogonowski.
Uczestnicy debaty mieli też wątpliwości, czy uda się zrealizować założone przez rząd zwiększenie wpływów budżetowych dzięki tej regulacji. Obawiają się bowiem, że u podłoża wprowadzenia tej regulacji leży cel polityczny.
"Poprzez wprowadzenia stawki minimalnej za godzinę pośrednio wpłynie do budżetu państwa 150 mln zł, a więc niewiele. Celem głównym nie jest więc cel fiskalny, ale polityczny. Oceniamy go bardzo negatywnie w każdym zakresie, tym bardziej, że przedsiębiorca funkcjonujący w szarej strefie nadal będzie w niej działał i nie będzie podlegał nowym przepisom. Ustawa nie przyjmie się" - uważa Nowacki z ZPP.
W jego ocenie rząd powinien działać w taki sposób, by ucywilizować rynek pracy tak, aby pracownicy zaczęli się ujawniać. Kluczowe jest tu jednak zmniejszenie opodatkowania pracy, a nie kolejny wzrost obciążeń.
"Polskie firmy nie mają dziś takich rezerw, tak by przytrzymać pracowników, jak miało to miejsce podczas w roku 2008 i kolejnych. Jeśli dojdzie do kolejnego spowolnienia gospodarczego przy stawce 12 zł/h, kryzys rozleje się szybciej po kraju niż poprzednio" - ostrzegał prezydent Centrum A. Smitha.
Z kolei Zbigniew Gryglas, poseł Nowoczesnej, zaproponował rozważenie regionalnego zróżnicowania nowej stawki.
"Cel jest ewidentnie polityczny, Tak jak Program 500+, obniżenie wieku emerytalnego, co ma zapewnić długie lata rządzenia obecnej ekipie. Regulacje te szkodzą gospodarce. Mamy do czynienia z różnicami regionalnymi. Trzeba by zastanowić się, jak regulację stawki godzinowej zregionalizować. Diagnozy moich przedmówców są słuszne o konsekwencjach tej regulacji tj. ucieczka w szarą strefę, zatrudnianie np. na pół etatu" - wskazał Gryglas.
Także Nowacki zauważył, że "płaca minimalna nie jest dla Warszawy, wielkich ośrodków miejskich - tylko dla prowincji".
Jednakże Pogonowski z Konsalnetu miał wątpliwości co do efektywności tego rozwiązania.
"Projekt 12 zł miałby szansę powodzenia. Jest w nim cel polityczny, ale mając na uwadze regionalizację i sytuację gospodarczą można przeprowadzić tę ustawę w inny sposób. Regionalizacja raczej nie powiedzie się" - powiedział Pogonowski.
Jednakże szef Konsalnetu zaproponował inne rozwiązanie - stopniowe podnoszenie stawki. To dałoby wszystkim szansę na przystosowanie się do nowych realiów.
"Propozycja to wprowadzenie stawki 12 zł/ na godzinę stopniowo w ciągu 3-4 lat od 1 stycznia 2017 r. i powiązanie tego procesu ze zwiększeniem kwoty wolnej od podatku, do czego mamy właśnie dochodzić stopniowo. Nie byłoby wtedy szoku dla gospodarki, a obietnica polityczna zostałaby spełniona i nie zachwiałaby się gospodarka" - tłumaczył Pogonowski, podkreślając, że proponowana stawna 12 zł należy do najwyższych w regionie, ponieważ np. w Czechach czy na Węgrzech wynosi ok. 9 zł.
Jak zauważył Sadowski, jedyne skuteczne rozwiązanie lepszej, lepiej płatnej pracy to obcięcie kosztów pracy.
"Należałoby zaakcentować opinii publicznej, jaki jest los emerytów, rencistów, osób młodych, którzy zostaną wykluczeni przez tę regulację. [… ] Rozwiązanie to w obecnym kształcie nie jest sposobem na poprawę dobrobytu - nie doprowadzi do niego i do reelekcji też nie. Poprzednia ekipa podniosła płacę minimalną, a z tego powodu lepiej na rynku się nie zrobiło" - podsumował szef Centrum A. Smitha.
Lesław Kretowicz, Renata Oljasz
(ISBnews)
Warszawa, 11.04.2016 (ISBnews) - Podjęcie dyskusji o możliwych kierunkach optymalizacji procesu budowy dróg w Polsce to krok w dobrą stronę, a do szczególnie wartościowych postulatów z niej wynikających można zaliczyć m.in. utworzenie Narodowego Forum Kontraktowego, wykorzystanie partnerstwa publiczno-prywatnego (PPP) w procesach inwestycyjnych i dążenie do standaryzacji obiektów inżynierskich, uważa członek zarządu Strabag i przewodniczący Platformy Budowlanej Pracodawców RP Wojciech Trojanowski. Największe wątpliwości eksperta budzi poszukiwanie oszczędności w sferze ochrony środowiska poprzez rozdzielenie wydatków pomiędzy Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) a Ministerstwo Środowiska, czy też przerzucanie kosztów na samorządy lub stronę prywatną.
"Wypracowanie rekomendacji i propozycji dotyczących optymalizacji procesu inwestycyjnego związanego z budową dróg w Polsce to ważny krok w kierunku przyspieszenia ich budowy, urealnienia kosztów i zbudowania poprawnych relacji między stronami. Cieszymy się, że doszło do dyskusji o kosztach, optymalizacjach, gwarancjach i zasadach, na jakich w najbliższych latach będziemy współpracowali. Byliśmy bardzo mocno zaangażowani w prace grup roboczych, przekonywaliśmy stronę publiczną do korzystnych i opartych na najlepszych praktykach rozwiązań i z bardzo dużym zadowoleniem przyjęliśmy informację o tym, że wiele z naszych postulatów strona rządowa uznała za konieczne do wdrożenia" - napisał Trojanowski w komentarzu dla ISBnews.
Zdaniem członka zarządu Strabag, jednym z najważniejszych rozwiązań, które - jak wynika z zapowiedzi rządowych - mają szansę wejść w życie to utworzenie Narodowego Forum Kontraktowego.
"Zadaniem tego organu będzie zadbanie o standaryzację wzorów umów i procedur przetargowych. Wypracowane wspólne standardy powinny zadbać o właściwy i sprawiedliwy podział ryzyk, oraz określić realne i sprawiedliwe warunki gwarancji na kontraktach wykonawczych. Naszym zdaniem, najkorzystniejsze byłoby zastosowanie okresów gwarancji takich, jakie występują na innych rynkach, czyli 5 lat. Korzystne i racjonalne będzie także dążenie do ograniczenia udziału w procesie przetargowym 'firm teczek', czyli ograniczenia dotyczące podwykonawców. Doceńmy firmy, które dbają o swój potencjał i o pracowników, zapewnijmy także godne warunki pracy. W tym pojęciu mieszczą się także regulacje dotyczące zasad zatrudniania oraz wysokości stawek, w tym minimalnej stawki godzinowej. Powinniśmy dążyć do poprawy warunków pracy w sektorze budowlanym. Tylko tak będziemy mogli zwiększać naszą konkurencyjność także w zakresie warunków kontraktowych" - podkreślił.
Z uznaniem przyjęte zostały także zapowiedzi powrotu do koncepcji wykorzystania PPP w procesach inwestycyjnych.
"Jesteśmy zainteresowani realizacją takich projektów. Od lat jednak niewiele dzieje się w tym temacie. Zatem dobrze, że wracamy do niego. Ważne, byśmy jednak na nowo ocenili zarówno ustawę o PPP, jak i wszystkie bariery prawne związane z PPP, a występujące w naszym kraju" - wskazał.
"Bezdyskusyjne", w opinii Trojanowskiego, są zapowiedzi dotyczące standaryzacji obiektów mostowych, kładek, przejść dla zwierząt, zmniejszanie czy likwidacja pasów rozdziału jezdni, które istotnie mogą przynieść oczekiwane oszczędności. Zdaniem członka zarządu Strabag, głębszej refleksji i zastanowienia wymaga natomiast szukanie oszczędności w obszarze ochrony środowiska. Jego zdaniem, trudno bowiem dojrzeć oszczędności w rozdzielaniu kosztów między ministerstwem infrastruktury a ministerstwem środowiska, czy też przerzucaniu ich na samorządy czy stronę prywatną.
"Być może warto zastanowić się nad zasadnością pewnych rozwiązań już na etapie decyzji środowiskowych, oraz rozmawiać np. z samorządami o ich planach w dłuższej perspektywie. Warto na możliwie najwcześniejszym etapie procesu inwestycyjnego wiedzieć już, czy na określonym terenie będą w przyszłości prowadzone inwestycje wymagające ochrony przed hałasem czy nie. Uzasadnione i rozsądne byłoby także optymalizowanie projektów w zakresie wymogów środowiskowych i być może stosowanie nowoczesnych technologii wpływających na poziom hałasu. A w przypadku, gdy chcielibyśmy dzielić proces inwestycyjny na okres budowy i potem dobudowywanie ekranów, przynajmniej w pierwszym etapie warto przewidzieć budowę fundamentów pod ekrany, co zapobiegnie utrudnieniom w kolejnych etapach inwestycji. W moim przekonaniu, każdy projekt budowlany powinien być przygotowany przede wszystkim zgodnie z obowiązującymi warunkami środowiskowymi i przepisami prawa i wszystkie strony procesu inwestycyjnego powinny dążyć do racjonalizacji kosztów i wydatków" - tłumaczy.
Jak podkreślił, największym sukcesem na obecnym etapie jest podjęcie przez stronę publiczną i branżę rozmów i wspólne szukanie najlepszych rozwiązań.
"Mam nadzieję, że przybliża nas to do partnerskiego modelu współpracy teraz i w trakcie całego procesu inwestycyjnego, który dla nas kończy się z chwilą nie tylko wjechania samochodów na nowo wybudowaną drogę, ale rozliczenia kontraktu. Poszanowanie zasad partnerstwa jest bardzo ważne i wymiernie wpływa na koszty inwestycji. Powiedzmy to sobie otwarcie: nastawienie wykonawców i zaufanie do strony publicznej wpływa np. na wyceny kontraktów. Dla kontynuowania inwestycji ważne jest respektowanie umów przez cały okres ich trwania. Dobry klimat inwestycyjny jest ważny szczególnie w zakresie PPP. Zatem liczymy na sprawną współpracę" - podsumował Trojanowski.
W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa (MIB) zaprezentowało efekty prac nad tzw. pakietem drogowym, którego celem jest optymalizacja procesu realizacji inwestycji drogowych w Polsce. Zakładał on m.in. 29 mld zł oszczędności dzięki proponowanym zmianom w przetargach i innym optymalizacjom kosztowym, pozyskanie dodatkowych środków na finansowanie budowy dróg dzięki podwyższeniu opłaty paliwowej i zwiększeniu wpływów z opłaty elektronicznej viaTOLL oraz przeniesienie części kosztów - w zakresie urządzeń ochrony środowiska - na fundusze ochrony środowiska.
Pakiet był odpowiedzią na zakładane wydatki w Programie Budowy Dróg Krajowych na lata 2014-2023 na poziomie blisko 200 mld zł wobec limitu finansowego 107 mld zł.
Wiceminister Szmit mówił podczas prezentacji 8 kwietnia, że głównym celem resortu jest realizacja programu drogowego w całości, a nawet dodanie do niego dalszych inwestycji.
Krótko potem minister Andrzej Adamczyk poinformował, że choć propozycja zmian w wysokości opłaty paliwowej była jednym z postulatów zespołu pracującego nad optymalizacją procesu realizacji inwestycji drogowych w Polsce, podwyżka nie zostanie wprowadzona.
(ISBnews)
Warszawa, 22.02.2016 (ISBnews) – Inwestorzy zagraniczni wraz z przedstawieniem planu wicepremiera Mateusza Morawieckiego otrzymali po raz pierwszy mocny sygnał, że rząd przywiązuje uwagę do stabilności finansów publicznych, powiedziała ISBnews ekonomista HSBC ds. Europy Środkowo-Wschodniej Agata Urbańska-Giner.
"W przedstawionej prezentacji planu wicepremiera Mateusza Morawieckiego mieliśmy jeden istotny slajd, podkreślający wartość idei stabilności finansów publicznych. Czyli inwestorzy zagraniczni otrzymali pierwszy taki mocniejszy sygnał, że rząd przywiązuje uwagę do stabilności finansów publicznych" - powiedziała Urbańska-Giner.
Jej zdaniem, z punktu widzenia inwestorów zagranicznych jest to najważniejszy plan, jeżeli chodzi o politykę nowego rządu.
"W pierwszych miesiącach sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość pojawiło się wiele wątpliwości wraz z np. z rewizją budżetu czy ze zmianą reguły wydatkowej" - dodała.
Ekonomistka uważa jednak, że na razie plan wydaje się wyrażeniem chęci, choć z punktu widzenia rządu jest to zapewne ważna deklaracja co do priorytetów i celów, jakie zamierza osiągnąć.
"Osobną sprawą jest kwestia implementacji tych założeń. Patrząc po przez pryzmat zakładanych wskaźników, to na przykład zakładany wzrost nakładów inwestycyjnych z 20% do 25% wydaje się bardzo duży. Poza tym nie pojawiają się tam szczególnie nowe instrumenty i nie mamy jednoznacznych podstaw do tego, aby ocenić, czy ten plan jest możliwy do wykonania czy nie" - wskazała ekonomistka.
Urbańska-Giner zwróciła uwagę, że nie ma jasności co do charakteru wydatków, jeżeli rozpatrujemy plan Morawieckiego w kontekście budżetu: czy będą to wydatki bardziej publiczne czy prywatne. "To przesądza o tym jaki będzie wkład budżetu" – dodała.
Według niej, analizując kolejność wydarzeń, to plan Morawieckiego pojawił się po trzech miesiącach sprawowania władzy przez obecny rząd, a np. program Rodzina 500+ znacznie szybciej. "To również świadczy o zakładanych priorytetach rządu" - uważa ekonomistka.
Urbańska-Giner podkreśliła, że sytuacja finansów publicznych jest dosyć napięta. Zakłada się, że utrzyma się silny wzrost gospodarczy, a nawet będzie przyspieszał.
"W budżecie nie ma żadnych 'poduszek bezpieczeństwa' na wypadek zrealizowania się negatywnego scenariusza, a plan wydatków społecznych i socjalnych jest ambitny. Mamy więc takie zderzenie związane z finansowaniem konsumpcji z podnoszenia podatków i raczej należy to negatywnie ocenić" – dodała.
Według niej ustawy, które do tej pory zostały przegłosowane przez parlament i wdrożone nie stanowią zagrożenia dla wzrostu gospodarczego. "W tym kontekście raczej mówimy o ekspansji fiskalnej i dodatnich ryzykach dla wzrostu, związanych np. z realizacją programu 500+ i przełożenia tego na wyższą konsumpcję. W tym roku oczekujemy wzrostu PKB na poziomie 3,7% - powyżej konsensusu - choć spodziewamy się, że może to być nawet większy wzrost" - prognozuje ekonomistka.
Do ryzyk wewnętrznych ekonomista zalicza m.in. wdrożenie w życie ustawy frankowej, a do zewnętrznych stan gospodarki światowej.
"Jeżeli nie wystąpią większe ryzyka zewnętrzne, to mogę sobie wyobrazić sytuację, w której w kolejnych budżetach jesteśmy tuż pod progiem, a potem będzie znacznie lepiej. Taki scenariusz jest jednak obarczony sporym ryzykiem" - podsumowała Urbańska-Giner.
Marek Knitter
(ISBnews)
Karpacz, 21.12.2015 (ISBnews) - Podatki od sklepów wielkopowierzchniowych oraz sektora bankowego będą mało skuteczne i nie przetrwają długo, uważa były wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko. W jego ocenie, należy raczej dokładnie kontrolować te podmioty pod kątem cen transferowych czy ukrywania dochodów.
"Tezy, że podatek nakładany na sklepy i system bankowy uderzy tylko i wyłącznie w nie same jest lansowany przez lobbing grup związanych z tym kapitałem i nie należy tego demonizować. Ważniejsze jest natomiast to, że jego wprowadzenie łamałoby zasadę równego traktowania sektorów gospodarki" - powiedział Kołodko w rozmowie z ISBnews w kuluarach Forum Przemysłowego w Karpaczu.
Wedlu niego, plany rządu to tylko próba poszukiwania dodatkowych dochodów, powstałe na założeniu, że są instytucje unikające płacenia podatków.
"Gdybym dziś był wicepremierem i ministrem finansów, nie uciekałbym się do takich prostych rozwiązań, ale uruchomiłbym służby karno-skarbowe, aby sprawdziły sytuację. Wszyscy bowiem wiemy, że takie zachowania, jak ceny transferowe czy ukrywanie dochodów istnieją" - wskazał Kołodko.
Były wicepremier podkreślił, że z negatywnymi zjawiskami trzeba walczyć bezpośrednio, a nie metodą okrężną. Dodatkowo, w jego opinii, zapowiadane nowe rozwiązania podatkowe nie przetrwają długo z powodu niskiej skuteczności.
"Dlatego moja rada dla rządzących jest taka - jeśli już tak daleko doszliście, że nie sposób się wycofać z zapowiedzi, to można upoważnić ministra finansów, aby w określonym momencie mógł oba te podatki zawiesić. To pozwoli w przyszłości nie tylko uniknąć czasochłonnej procedury zmiany ustaw, uzgodnień eksperckich itp., ale i wygasi negatywne nastroje. Tak jak właśnie stało się, gdy taki zapis pojawił się w przypadku uchwalania podatku giełdowego, którego tworzenie kończyłem po poprzednim ministrze" - podsumował Kołodko.
Rząd planuje wprowadzenie w 2016 r. - prawdopodobnie w II kw. - podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, który ma przynieść budżetowi ok. 3,5-4,5 mld zł rocznie. Już w lutym ma wejść w życie podatek od niektórych instytucji finansowych, który oznaczałby roczne wpływy do budżetu od banków w wysokości ponad 4 mld zł.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)
Warszawa, 30.10.2015 (ISBnews) - Obecna kondycja górnictwa jest najgorsza od 1989 roku, konieczna jest obecnie głęboka restrukturyzacja sektora, którą przeprowadzimy tak, aby spółki górnicze były w stanie konkurować na rynku po zakończeniu kryzysu, zapowiedział poseł Prawa i Sprawiedliwości (PiS) zajmujący się branżą górniczą Grzegorz Tobiszowski w rozmowie z ISBnews.
"Obecna kondycja górnictwa jest najgorsza od 1989 roku. Potrzebne są rozwiązania systemowe i głęboka restrukturyzacja górnictwa. Natomiast żeby przeprowadzić skuteczną reformę górnictwa, musimy obiektywnie i rzetelnie ocenić kondycję każdej spółki - począwszy od oceny stanu złóż każdej kopalni i ich potencjału wydobywczego, poprzez ocenę organizacji pracy i wykorzystania środków, po ocenę efektywności pracowniczej. Restrukturyzacja powinna objąć nie tylko największą i najbardziej zagrożoną spółkę, czyli Kompanię Węglową. Program naprawczy musi przejść także Katowicki Holding Węglowy, a nawet Jastrzębska Spółka Węglowa. Od tego będzie zależała rentowność tych spółek, a co za tym idzie - ich przyszłość" - powiedział Tobiszowski w rozmowie z ISBnews.
"Naszym celem jest nie tylko wyprowadzenie sektora górniczego z kryzysu, ale przygotowanie go na funkcjonowanie w lepszych warunkach rynkowych tak, aby był konkurencyjny. Usprawnienie zarządzania spółkami węglowymi to także otwarty dialog ze stroną społeczną, która musi wiedzieć dokąd zmierza właściciel i jakie ma cele" - dodał poseł.
Podkreślił, że głównym problemem górnictwa na przestrzeni ostatnich lat był brak właściwego nadzoru właścicielskiego i odpowiedzialnych decyzji po stronie resortu skarbu. Tymczasem - kontynuował - polityka rządu oraz polityka spółek o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa energetycznego i gospodarki, powinna być spójna i powinna realizować wspólne cele.
"W praktyce, jak pokazały ostatnie lata, polityka państwa wobec sektora górniczego bazowała na rozwiązaniach doraźnych i mało efektywnych. Nie było też perspektywicznego zarządzania. Kiedy polskie górnictwo było w dobrej kondycji, sygnalizowaliśmy, że należy przygotować się na okres, kiedy koniunktura będzie słabsza" - ocenił poseł.
Według niego, już wtedy trzeba było przeprowadzić gruntowną reformę górnictwa, jednak - jak podkreślił - zabrakło racjonalnej polityki zarządcy na rynku wewnętrznym.
"Sprzedaż taniego węgla przez Kompanię Węglową wywołała spadek cen węgla na rynku, co spowodowało straty innych spółek górniczych m.in. Katowickiego Holdingu Węglowego. Późniejszy spadek cen surowców na światowych rynkach, zwiększający się import węgla oraz zwiększające się koszty wydobycia, doprowadziły do diametralnego pogorszenia sytuacji sektora. Wprawdzie wprowadzano liczne programy naprawcze, ale nie uwzględniały one prawdziwych przyczyn kryzysu. Ponownie były to zaledwie działania doraźne, które w praktyce paradoksalnie pogłębiały zadłużenie spółek górniczych" - tłumaczy ekspert PiS ds górnictwa.
(ISBnews)
Warszawa, 25.10.2015 (ISBnews) - Prawo i Sprawiedliwość (PiS) zamierza złożyć "bardzo głęboką" autopoprawkę do projektu przyszłorocznego budżetu, liczy też na wprowadzenie od 2016 r. podatku bankowego, liczonego w wysokości 0,39% od aktywów, zapowiedział poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk w rozmowie z ISBnews.
"Będziemy chcieli złożyć bardzo głęboką autopoprawkę do budżetu, ale najpierw chcielibyśmy zobaczyć, co zastaniemy" - powiedział ISBnews Kuźmiuk w sztabie wyborczym PiS.
"Będziemy dążyli do tego, żeby od przyszłego roku funkcjonował już podatek bankowy 0,39% od aktywów" - dodał poseł.
Kuźmiuk zapowiedział też, że PiS będzie chciało rozmawiać z bankiem centralnym na temat "Programu banku centralnego", który ma przynieść ok. 350 mld zł w okresie co najmniej 7 lat. Według niego, byłby to program podobny do realizowanych np. w Wielkiej Brytanii czy na Węgrzech.
"Może być taka sytuacja, że obecna RPP uzna, że nie ma takiej potrzeby, ale według mnie dostęp do kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw jest ograniczony i będziemy chcieli to zmienić" - wskazał poseł PiS.
Według sondażu przy lokalach wyborczych (exit polls), przeprowadzonego przez TNS OBOP na zlecenie TVP, TVN24 i Polsatu, w wyborach parlamentarnych PiS uzyskało pierwsze miejsce z 39,1% poparcia, natomiast Platforma Obywatelska (PO) znalazła się na drugim miejscu z 23,4%. Według przeprowadzonych przez telewizje symulacji, wyniki te oznaczałyby, że PiS uzyskałoby 242 miejsc w 460-osobowym Sejmie, zaś PO miałaby 133 posłów.
Marek Knitter
(ISBnews)
Warszawa, 11.09.2015 (ISBnews) - Sieć sklepów abc - należąca do grupy Eurocash - planuje powiększyć się do końca 2015 roku jeszcze o 200-300 sklepów i tym samym zrealizować zakładane plany rozwojowe, poinformował w rozmowie z serwisem ISBhandel rzecznik prasowy Grupy Eurocash Jan Domański.
"Na koniec pierwszego kwartału do sieci abc należało 7 001 placówek. Pierwsze półrocze zamknęliśmy liczbą 7 206, a w chwili obecnej pod szyldem abc działa ich 7 282. Warto podkreślić, że drugi kwartał w rozwoju sieci jest zawsze słabszy, zatem realny pozostaje do zrealizowania zakładany plan 500-600 przystąpień do sieci abc w roku 2015" - powiedział Domański w rozmowie z ISBhandel.
abc to jedna z najprężniej rozwijających się sieci na rynku. Średnio rocznie przystępowało do niej 300-500 nowych sklepów, 2014 był pod tym względem rekordowy - sieć zyskała 860 nowych punktów.
Grupa Eurocash to jedna z największych polskich grup zajmująca się hurtową i detaliczną dystrybucją produktów żywnościowych, chemii gospodarczej, alkoholu i wyrobów tytoniowych (FMCG).
Na koniec I półrocza 2015 roku do grupy Eurocash należało: 172 hurtowni Eurocash Cash&Carry, 7 206 sklepów zrzeszonych pod marką abc, 1 022 sklepów zrzeszonych pod marką Delikatesy Centrum oraz 4 400 sklepów zorganizowanych przez spółki zależne od grupy Eurocash: Lewiatan, Groszek, Euro Sklep, PSD (Partnerski Serwis Detaliczny).
(ISBnews)
Warszawa, 20.08.2015 (ISBnews) – Na podstawie dostępnych dziś informacji na temat ewentualnego wprowadzenia podatku od sieci handlowych przez Prawo i Sprawiedliwość (PiS) po wygraniu jesiennych wyborów, dla polskiego handlu rysuje się przerażający obraz, powiedział podczas XV Debaty Eksperckiej ISBnews i ISBhandel dyrektor generalny Intermarche, Daniel Prałat. Według niego pracujące już teraz na bardzo niskiej rentowności sieci przerzucą koszty na konsumentów, dostawców oraz cały łańcuch firm współpracujących z nimi.
„Nie znamy jeszcze wszystkich postanowień, jakie będą zawarte w ew. przepisach które pojawią się po wyborach i które będą dotyczyły wprowadzania podatku od sieci handlowych. Mając jednak informacje, które płyną do nas dzisiaj ze świata polityki na temat detali tych rozwiązań, rysuje się obraz, który nas na pewno bardzo przeraża" - powiedział w rozmowie z ISBnews.tv Prałat.
Według niego perspektywa opodatkowania sieci sklepów spożywczych przeraża, ponieważ przede wszystkim narusza panujący porządek podatkowy, a więc bezpieczeństwo w zakresie planowania przyszłych inwestycji. Z drugiej strony sieci nie będą w stanie same podołać wyższym podatkom, więc przełożą je na konsumentów.
„W tej chwili sieci handlowe w Polsce, wbrew powszechnie panującym opiniom nie są w najlepszej kondycji, większość boryka się z dużymi problemami związanymi z zachowaniem rentowności. Na pewno trzeba zdawać sobie sprawę, że w ostatnim roku mamy cały czas do czynienia z deflacją na produktach spożywczych, co też znacząco negatywnie przekłada się na obroty sieci" - podkreślił dyrektor generalny Intermarche.
„W tym momencie obciążanie nas jako sieci dodatkowym podatkiem może tę rentowność nie tyle zabić, co sprawić, że wpadniemy w spiralę negatywnych wyników. Żeby temu zapobiec sieci nie będą miały innego wyjścia, tylko podnieść ceny. Tak naprawdę za dość populistyczne zabawy polityków przed wyborami przyjedzie zapłacić konsumentom" - podkreślił Prałat.
Dyrektor zaznaczył, że w konsekwencji pojawią się także negatywne efekty odczuwalne w dłuższej perspektywie, które dotykać będą nie tylko sieci i konsumentów, ale również dostawców. Optymalizując bowiem sposób funkcjonowania spółka zostanie zmuszona zadbać o to, by nie przynosić strat. Niezbędne będzie poszukanie z dostawcami takich rozwiązań, które pozwolą utrzymać rentowność, ale jednocześnie nie przełożą całości ciężaru podatkowego na konsumentów.
„Te wszystkie działania sprawią na pewno, że nastąpią redukcje zatrudnienia, zarówno po stronie sieci, jak i po stronie dostawców. Natomiast jeśli to wpłynie negatywnie na nasze obroty, będzie w kolejnym kroku miało oddźwięk w logistyce. Tak więc kolejne pokaźne ogniwo w łańcuchu dostaw może zostać zainfekowane wprowadzeniem nowego podatku" - podsumował Prałat.
W XV Debacie Eksperckiej ISBnews oraz ISBhandel.pl udział wzięli przedstawiciele różnych środowisk handlowych: Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji oraz Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny POHiD; Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu; Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan, a także przedstawiciele sieci handlowych: Daniel Prałat, dyrektor generalny Intermarche i Krzysztof Szponder, wiceprezes Kaufland.
Lesław Kretowicz
(ISBnews)